Polscy jeźdźcy popisujący się w strzelaniu z łuku - dziś jest to dyscyplina sportowa. |
Kolejnym etapem
były wszelkiego rodzaju pistolety, krócice, bandolety i karabinki
czarnoprochowe. Zaledwie jednostrzałowe i niezbyt celne, które trudno było
przeładowywać w trakcie jazdy zmieniły taktykę użycia kawalerii uzbrojonej w
broń dystansową. Od teraz nie liczyła się precyzja strzałów, a siła ognia. Zaczęły
powstawać oddziały dragonii – lekkiej jazdy uzbrojonej w broń palną, której
zadaniem było (w dużym uproszczeniu) podjechanie pod pozycję przeciwnika i
otwarcie do niego ognia, po czym wycofanie się, przeładowanie broni i
ponowienie ataku (karakol).
Połowa wieku XIX przyniosła kolejną rewolucję – broń
kapiszonową, a przede wszystkim rewolwery. Możliwość oddania czterech, a nawet
sześciu strzałów bez konieczności przeładowywania znów pozwoliła
zindywidualizować walkę bronią dystansową z konia.
Postawa do ładowania karabinka konno - niestety, zamek monolit nie daje się otworzyć |
Oficerowie odrodzonego Wojska Polskiego, po doświadczeniach
dwóch bardzo różnych od siebie wojen – pozycyjnego, a pod koniec również
zmotoryzowanego i pancernego frontu zachodniego I Wojny Światowej i bardzo
manewrowej wojny polsko-bolszewickiej mieli trudny orzech do zgryzienia, jaką
rolę przypisać kawalerii na nowoczesnym polu walki. Pomijając kwestie jaką broń
białą pozostawić broniom jezdnym i czy w ogóle nie przerzucić kawalerii w
całości na napęd motorowy, pojawiały się różne koncepcje dotyczące uzbrajania
kawalerii w broń palną.
Odpięcie troczka jedną ręką bywa czasem kłopotliwe |
W 1934r. na łamach „Przeglądu Kawaleryjskiego” ukazał się
artykuł mjr. dypl. Albina Habina dotyczący wyszkolenia kawalerzystów w
strzelaniu konno. Major postulował, że
konni powinni być szkoleni w strzelaniu z karabinków w obronie własnej na
dystansach bliskich – 25 do 100m z karabinka i 10m z pistoletu. Pan major
opisał również przykładową sytuację pokazującą, w jaki sposób jeździec mógłby
się bronić przy pomocy karabinka, którą pozwolę sobie przytoczyć w całości:
Za kawalerzystą pędzi 3 jeźdźców nieprzyjacielskich. Jeden z nich wysforował się wprzód i jest już od niego o 50 m. Nasz kawalerzystą w galopie osadza nagle konia, staje skośnie do kierunku pościgu i złożywszy się z karabinka (który już przedtem trzymał w pogotowiu), celuje l - 2 sekund i daje strzał. Cel olbrzymi, odległość mała, trafienie pewne, a wyjątkowo, gdy chybi, zdąży oddać drugi strzał, ten już chyba niezawodny, gdyż na odległość około 20 m. Gdy n-pl spadnie z konia lub koń pod nim padnie, nasz kawalerzysta rusza galopem ku swoim (to już właściwie nie ucieczka) i w razie potrzeby powtarza ten swój manewr ogniowy, o ile n-pl nie zrazi się widokiem zestrzelonego kolegi i nie zrezygnuje z pościgu.
W dalszej części major twierdzi że kawalerzysta, który nie
wierzy w swoje oko i pewną rękę, będzie w takiej sytuacji uciekał jak zając,
natomiast ten pewny siebie, położy celnym strzałem goniącego go wroga. Nie
powiem, trzeba by mieć nerwy ze stali! Z resztą, na odpowiedź czytelników nie
trzeba było długo czekać – już w kolejnym numerze głos zabrał jedynie
podporucznik rezerwy, inżynier Stanisław Szczawiński – weteran wojny
polsko-bolszewickiej. Krótko mówiąc skrytykował on dumania majora Habiny,
stwierdzając, że są dalece optymistyczne – jeżeli chodzi o celność w strzelaniu
z galopującego konia, jak i co do wytrzymałości nerwowej kawalerzystów, którzy
raczej nie mieliby w głowie robić „manewry ogniowe” proponowane przez majora.
Ppor. Szczawiński opierając się na własnych doświadczeniach
frontowych stwierdził, że w boju, z konia jeździec nie będzie zgrywał muszki ze
szczerbinką, a strzelał bardziej na oślep. Sam przyznaję mu w tym nieco racji.
Trenując i startując w próbie strzelania z broni krótkiej w trakcie zawodów
kawaleryjskich często-gęsto strzelam mniej lub bardziej intuicyjnie. Idealne
zgranie przyrządów graniczy z cudem i przeważnie wygrywa się bardziej na tym,
że magazynek w pistolecie jest duży i odpowiednio szybko strzelając jest szansa
posłania w kierunku tarczy 4-5 kulek. Oczywiście używane dzisiaj
pistolety-wiatrówki są jedynie namiastką prawdziwej broni palnej – tor lotu
małych metalowych kuleczek może zostać znacznie zmieniony chociażby przez
wiejący wiatr.
Tym bardziej, myśląc o strzelaniu z konia trudno mi jest
wyobrazić sobie strzelanie w galopie z karabinka na odległość ok. 50m. O
ile na dystansach krótszych szansa na trafienie powoli, powoli wzrasta, o tyle
w moim odczuciu proporcjonalnie malała by chęć użycia przez kawalerzystę
karabinka, na rzecz szabli lub ucieczki.
Wiercący się koń uniemożliwia poprawne złożenie się do strzału |
idących drogą przez pole. W sytuacji małej liczebności oddziału jakakolwiek szarża byłaby szaleństwem, choć przeszkoda mogłaby być inna – chociażby szeroki rów melioracyjny, świeżo zaorane pole dzielące jeźdźców od wroga. Wtedy do głosu mógłby dojść karabin. Możliwość spokojnego wycelowania i oddania z zaskoczenia dwóch, może trzech strzałów przez grupę kawalerzystów mógłby sporo namieszać w szeregach wroga, dość boleśnie ukąsić, a w sytuacji, gdy wróg jedyne co zobaczy to opadający dym prochowy i znikające końskie zady, równie mocno oddziałałby na morale.
Tak czy owak, obojętnie czy strzelać kawalerzyście przyszło
z konia czy też pieszo dobrze, gdy miał w pamięci słowa piosenki autorstwa gen.
Długoszowskiego:
„Szanuj swój kbk
jak ojca i matulę/x2
dadzą ci zwycięstwo
jego celne kule,
dadzą ci zwycięstwo
jego celne kule”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz