Kalina

Kalina

poniedziałek, 26 stycznia 2015

O nas




Jako że w kawalerii tradycyjnie najpierw koń, a potem ułan zacznę więc i ja od tej piękniejszej, mądrzejszej i zdecydowanie ważniejszej części naszego zespołu, wszak „kto tradycji nie szanuje…”
Kalina – klacz typu szlachetnego urodzona w 2007 roku. Córka og. Garson po Kwartet (ex Quatuor Charriere) i kl. Katrin po Monter. Choć znam ją już od 2010 roku, nasze drogi na dobre zeszły się w roku 2013. Od tego czasu przeżywamy wspólne wzloty i upadki (te ostatnie głównie moje). Aktualnie z powodzeniem startuje w konkursach klasy P w ujeżdżeniu oraz L1 (do 105cm) w skokach (choć ambicje ma na więcej). Nie chciałbym się na wstępie zbytnio rozpisywać, choć jest to persona niezwykle ciekawa i nie ukrywajmy, główny bohater tego bloga, to jednak przyzwoitość nakazuje mi nie odsłaniać na raz wszystkich kart.
Ja natomiast nazywam się Roch Iwaszkiewicz, rocznik 1994. Aktualnie student II roku prawa na Uniwersytecie Opolskim, a co ważniejsze czynny zawodnik jeździecki, posiadacz II klasy sportowej w ujeżdżeniu, uczestnik m.in. Mistrzostw Polski Juniorów w tejże dyscyplinie. Instruktor rekreacji ruchowej ze specjalnością jazda konna, oraz Instruktor Wyszkolenia Podstawowego PZJ. Miłośnik historii i kawalerii, członek Szwadronu Opole w barwach 9 Pułku Ułanów Małopolskich, kapral kawalerii ochotniczej. Przez 9 lat edukacji jeździeckiej było mi dane obserwować i uczyć się od wspaniałych fachowców, z których największy wpływ miał, ma i mieć zapewne jeszcze przez długie lata będzie Jarosław Poręba. Jak chodzi o styl jazdy zdecydowanie bliżej mi chyba do awstryjca niż prawosławnego.
Winny też jestem wyjaśnić o czym ów blog będzie. Otóż przez czas bezpośredniej mojej obserwacji sceny kawaleryjskiej, czy to tej stricte historycznej, czy tak dumnie nazywanej ”nieprzebieranej” kawalerii ochotniczej dostrzegłem wiele braków, niedociągnięć, czy zwyczajnej ignorancji. Nie mam zamiaru atakować tu z imienia czy nazwiska kogokolwiek, a jedynie głośnio się zastanawiać, co trzeba by było moim zdaniem zmienić, w którą stronę pójść. Chcę też na łamach tej witryny podzielić się swoimi doświadczeniami w pracy z koniem kawaleryjskim, rozebrać ją na czynniki pierwsze, skonfrontować z regulaminami i postarać wpleść w codzienny trening sportowy, bo nie ukrywajmy, że dzisiejszy koń kawaleryjski jest przede wszystkim koniem startującym w militari, czyli koniem sportowym. Tak naprawdę to właśnie start w konkursach dzielności konia wojskowego upoważnia go do nazwania koniem kawaleryjskim. Koń, na którym „udało się przeżyć” rekonstrukcję bitwy, zaciągając mu pelham, czy (o zgrozo) munsztuk i nieomal łamiąc szczękę nie jest koniem kawaleryjskim. Ułan musi być pewny swojego wierzchowca, musi wiedzieć, że ten go nie zawiedzie, a koń ten musi prezentować sobą pewien niewyśrubowany, lecz solidny poziom wyszkolenia. Na koniu ułańskim trzeba siedzieć pewnie, trzeba czuć, że można się rzucić na nim w każdy bitewny wir, że będzie można nim manewrować w każdej sytuacji i walczyć z przeciwnikiem, a nie o utrzymanie się w siodle. Oczywiście, by koń był w pełni koniem wojskowym musi zasmakować wszystkiego – oceny na czworoboku, skoków na parkurze i na crossie, pokonać tor do lancy, szabli czy pistoletu, powąchać prochu i poczuć w nogach długie kilometry marszu. Gdy zabraknie któregoś z tych elementów, mamy do czynienia z niedokończonym dziełem, chociaż niektóre braki łatwiej jest nadrobić od innych. Jak chodzi o moje zdanie, niebawem wszystkiego się dowiecie, zapraszam do zaglądania na tę stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz