Por. Kamiński - zwycięzca próby broni białej na mistrzostwach w Hrubieszowie |
Ze
względu na to, że jeden z ostatnich wpisów w którym przedstawiłem odnaleziony
projekt toru do próby szabli na Mistrzostwa Armii ’34 autorstwa komendanta CWK
płk. Podhorskiego wywołał sporą dyskusję od komentarzy „ale łatwe, to dziś
trudniejsze jeździmy” po „kiedyś przeglądałem zbiory i tam były różne przeróżne”
– to dziś właśnie taki przykład „różnych przeróżnych”.
Niniejsze
projekty pochodzą ze zbiorów dokumentów po kpt. Bylczyńskim – oficerze 7.
Dywizjonu Artylerii Konnej Wielkopolskiej, a dokładnie z regulaminu rozgrywania
konkursów militari o mistrzostwo dywizjonu. Słowem „wtrętu” i jako ciekawostkę
dodam, że według tego regulaminu próby: ujeżdżenia, władania bronią i bieg w
terenie miały współczynnik 15, konkurs skoków 25, a bieg z przeszkodami 30 (domniemywam,
że „bieg w terenie” oraz „bieg z przeszkodami” to po prostu poszczególne etapy
próby terenowej – „drogi i ścieżki” oraz „cross”). Nieco inaczej były również
przyznawane punkty karne – zasadniczo zrównano tutaj wszystkie próby, bowiem w
ujeżdżeniu oceniano czy ruch jest wykonany dobrze czy źle (0/1 pkt. karny) lub
wcale (3 pkt.) – dokładnie w ten sam sposób co w próbie broni białej, gdzie zaliczony
pozornik to było „zero”, łoza złamana, zrzucone kółko itd. - 1 pkt., pozornik
nietrafiony – 3 pkt. oraz przekroczenie normy czasu -1 pkt. za każdą rozpoczętą
sekundę. Co ciekawe „całościowo” zdecydowanie więcej pkt. karnych można było
załapać w ujeżdżeniu niż w szabli – 42 ruchy na czworoboku versus 11 cięć i pchnięć
szablą (nie było próby władania lancą). Do tego dochodzi próba strzelania – 3 tarcze,
ale nieco inna punktacja – chybienie kosztowało stratę 2 punktów.
Tor do władania szablą wg. opisu kpt. Bylczyńskiego |
Jednakże
kwestie punktów, mnożników, ważności tej czy innej próby zostawmy na boku.
Przejdźmy do tego, co tygryski lubią najbardziej czyli „mięska”. W zachowanym rękopisie znajdują się dwa tory
do szabli – dla oficerów i podoficerów oraz dla szeregowych niezawodowych. Na
początku muszę uprzedzić, że przedwojenni mieli w głębokim poważaniu bhp,
regulaminy i podział na LL/L :)
Tor
dla oficerów i podoficerów składał się z 11 pozorników ustawionych na dystansie
190 metrów. Tempo wynosiło 475 m/min., a norma czasu 24 sekundy. Start oraz meta
wyznaczone były 10 metrów przed pierwszym i za ostatnim pozornikiem. Mapę toru
przedstawia zdjęcie pierwsze.
1. Warkocz słomy w prawo;
2. W odstępie 10 m łoza w prawo;
3. W odstępie 15 m łoza w lewo;
4. W odstępie 15 m łoza w prawo;
5. W odstępie 10 m stożek gliny
(gomóła) w prawo;
6. W odstępie 10 m kłucie kuli słomianej
w lewo;
7. W odstępie 20 m kółko o śr. 15 cm
w prawo;
8. W odstępie 20 m kółko o śr. 15 cm
w prawo;
9. W odstępie 20 m kłucie manekina wiszącego w
lewo;
10. W odstępie 30 m kłucie manekina leżącego w
prawo;
11. W odstępie 30 m kłucie kuli
słomianej w lewo;
Tor
dla szeregowych niezawodowych składał się z siedmiu pozorników. Pokonywany był
w tempie 450 m/min., z normą czasu 12 sekund. Dystans – 90 metrów.
1. Warkocz słomiany w prawo;
2. W odstępie 10 m łoza w prawo;
3. W odstępie 15 metrów łoza w lewo;
4. W odstępie 15 metrów łoza w
prawo;
5. W odstępie 10 m stożek gliny w
prawo;
6.W odstępie 10 m manekin wiszący w
prawo;
7. W odstępie 10 m kłucie kuli
słomianej w lewo;
Co
oczywiście rzuca się w oczy, to występowanie w obu konkursach (a w zasadzie w
trzech, biorąc pod uwagę, że podoficerowie startowali we własnej kategorii „jadąc”
to samo co oficerowie) – cięcia na lewo, a w zasadzie cały początek obu torów
(do pozornika nr 5) jest identyczny.
Opis toru do władania szablą dla oficerów i podoficerów |
Wracając
jeszcze na chwilę do sprawy Hrubieszowa. Prezentowany przeze mnie projekt nie
został ostatecznie przyjęty – o czym świadczy wspomnienie drugiego oficera 7. dak,
Józefa Otfinowskiego, który na mistrzostwach w 1934 roku startował jako
jeździec indywidualny:
„Po południu moja >specjalność<: dwukrotny przebieg po torze do próby władania białą bronią. Artylerzyści konni szablą, kawalerzyści szablą i na tym samym torze, lancą. Tor długości 310 metrów. Czas przejazdu 45 sekund. Dwie przeszkody – płoty z dwiema łozami, jedną w prawo, drugą w lewo, pozatym z trzema głowami imitowanymi przez kule gliny, dwoma manekinami do pchnięcia i warkoczem ze słomy. Jak
to pamiętam? Z tyłu starej fotografii znalazłem szkic przebiegu z napisem >1934
Zawody Centralne Armii, Hrubieszów.<”
Ach,
gdyby mieć tą fotografię, a jeszcze bardziej jej rewers! Jak sobie radzili
zawodnicy z tym torem? Według relacji zamieszczonej w książce L. Kukawskiego „Konne
mistrzostwa Wojska Polskiego w II Rzeczpospolitej”:
„Tor
do władania szablą na krzywej i prostej nie nasunął zawodnikom większej
trudności, natomiast tor do władania lancą, nieco trudniejszy w tym roku, oraz
mokry i śliski teren spowodowały, że władanie lancą przysporzyło zawodnikom w
tej próbie najwięcej karnych punktów.”
Przy
okazji treść wiadomości z dnia 12 maja 1934 roku do szefa Departamentu Kawalerii
od komendanta CWK płk. Podhorskiego, charakteryzującej przesłane projekty torów
do władania bronią białą:
„Na pismo Pana
Pułkownika Nr.2422-99/Og. Z dnia 16.IV.br przesyłam dwa projekty tras do władania
szablą i jeden do władania lancą.
Trasy opracowane na
podstawie warunków zawartych w programie zawodów o Mistrzostwo Armji z
uwzględnieniem wytycznych zawartych w piśmie Pana Pułkownika. Trasy te zostały
w C.W.Kaw. praktycznie wypróbowane przez wyznaczonych w tym celu oficerów, którzy
osobiście je przejeżdżali oraz przez podchorążych starszego rocznika.
SZABLA: Trasa I.
Lepsza, bardziej prawidłowy /łagodny/ wyjazd z krzywej na prostą. Trasa 265-280
kroków /licząc krzywizny/. Czas przebiegu 26-28 sekund.
Trasa II. Gorsza,
gdyż wyjazd na prostą jest bardziej przykry. Przebieg 235-280 kroków /licząc
krzywizny/. Czas 24-25 sekund. W obu trasach czas brany średni, przeciętnie
tempo 450 mtr. na min.
Lanca /trasa III/
Tak jak i szabla – ocena praktyczna. Przebieg 225 krok. Czas 21 sekund.”
Jako
ciekawostkę można dodać, że wśród „królików doświadczalnych" owych tras znaleźli
się najprawdopodobniej między innymi Jerzy Dziedzic (3. p. szwol.), Kazimierz
Klaczyński (9. p.uł.) Marian Walicki (14. p. uł.) czy Stanisław Wołoszowski (1.
p.s.k.) – jako podchorążowie starszego rocznika. Nie sposób przy tej okazji nie
zamieścić fragmentu wspomnień „Klaczy” opisującego barwnie rąbkę na
grudziąckiej „Saharze” – a kto wie, czy nawet nie drugą z przedstawionych przez
pułkownika propozycji, biorąc pod uwagę, że niniejszy fragment to zawody
szwadronowe starszego rocznika:
Opis toru do władania szablą dla szeregowych |
„Następny!
Następny! I znów tętent, łomot, zgrzyt i wrzask. Galopują: Wołoszowscy,
Rószkiewicze, Wasilewscy, Dziedzice (…). Wyciory i konusy. Drągale i pigmeje,
ale wszyscy pistoleci.(…)
Na dany przez
Komendanta Szkoły, płk. Chomicza rozkaz, katapulty wyrzuciły pierwszych „pistoletów”.
W moim plutonie drugim, rtm. Łaskiego (3. pułk szwoleżerów), wszystko idzie
składnie. Chłopaki kłują i rąbią „jak ta lala”, a każdy mówiąc po cichu ma
swoje złożenie, któremu najbardziej ufa. Tylko jeden, pchor. Jurek Dziedzic, ma
stuprocentowe, nienaganne, regulaminowe złożenie – no, ale on to przecież
chodzący podręcznik do wszystkiego – a w ogóle we wszystkim najlepszy. On to
właśnie zawsze mnie pouczał: - Pamiętaj Kaziuk – nie szczęście, a regulamin. I
jakby na dowód tego przejechał na czysto i
na lancę i na szablę. Następny wali z zapierdem (poprykujący koń) pchor.
Stasiu Wołoszowski. Złożenie jak u Don Kichota, ale – że w czepku się urodził –
wszystko przychodziło mu łatwo i samo lazło w ręce. Tak samo i teraz kończy bez
punktów karnych .(…)
Tor do władania bronią białą dla szeregowych |
Wreszcie i na mnie przychodzi kolej. Zataczając
ostatnie koło modlę się w duchu, aby ułani obsługujący pozorniki, zakładając
łozy w stojaki, nie uraczyli mnie „sztachetami” (tak nazywaliśmy grube łozy),
bo wtedy zdechł pies i klapa – nie dam rady. Trzeba jednak ujawnić prawdę, że
były w Szkole osiłki, które przedkładały tego rodzaju łozy twierdząc, że szabla
lepiej się ich ima. (…) Na sygnał trąbki wyskakuję z koła. Wspinam klacz – trzy
kroki na zadzie w przód, dwa kroki w tył – zwrot w prawo, skok jak kangur do
przodu i paszli. (…) Dopadając do startu rzucam jedno błyskawiczne spojrzenie w
kierunku widzów gdzie siedzi Żółtek [chodzi o rtm.
Łaskiego, dowódcę plutonu – przyp. R.I.] i
trzeszczy oczy spod „słonecznika”. Nie widzę w twarzy ani nagany, ani aprobaty,
co może oznaczać, że gdy wszystko pójdzie, zapomni o tej akrobacji. (…) „Francuska”
(mieliśmy wtedy szable francuskie), chuda i długa, nie bardzo leży mi w ręce, jednak
tnę z wściekłością od ucha i jakoś łozy lecą. Zdejmuję kółka, dziurawię leżących,
przebijam wiszących – glina, kurza twarz, spadła (widocznie za lepka). Ostatni
pozornik w lewo, słomiana główka, raczej bagatela. Z gracją wysuwam pióro
szabli tuż ponad końskimi uszami, wychylam się w lewo – przód i kłuję. Główka
zleciała, ale jednocześnie jakimś dziwnym i niezrozumiałym dla mnie sposobem,
szabla wypryskuje mi z garści. W ułamku sekundy widzę ją zawieszoną w górze, a
jednocześnie włosy stają mi na głowie, boć to przecież dyskwalifikacja. No i
granda na całą Szkołę. Utrata szabli.
Wszystko zrywa się z krzeseł, a na pewno serce
Żółtka skamieniało. O, tragedio, najlepszy pluton i ostatnie miejsce. No i cud.
Bojąc się, żeby spadająca łukiem do przodu „zdrajczyni” nie rozkrajała mi
fizjonomii, zamykam oczy, odruchowo wyciągam rękę przed siebie i czuję jej
chropowatą rękojeść na nowo w garści. O, radości! O, nieba! Nie do uwierzenia!
Wypadek jeden na milion (a klnę się na ułańskie ostrogi, że to szczera prawda).
I prawie w tym momencie chciałem wykrzyknąć wraz z Zagłobą Onufrym: - Zdobyłem
chorągiew!”
Klaczyński K. Zanim zostałem oficerem. Wspomnienia z Pińczowa i Grudziądza
Otfinowski J. Wspomnienia oficera artylerii konnej ze służby w 7-mym wielkopolskim dywizjonie artylerii konnej w latach 1932-1937