Kalina

Kalina

środa, 11 października 2017

Rynsztunek konia sportowego

Przygotowując się do zawodów we wszechstronnym konkursie konia wierzchowego rozgrywanych w dniach 7-8 października 2017 r. w Stadninie Koni Moszna  dopadły mnie przemyślenia na temat przedwojennego rzędu sportowego.
Reprezentanci Polski na Międzynarodowych Zawodach Hippicznych o "Puchar Narodów" w NY 1926 r.
Od lewej: rtm. A. Królikiewicz, mjr. M. Toczek, por. K. Szosland. Sygn. NAC 1-M-1064-1

O ile wojskowy rynsztunek konia ma przed rekonstruktorami coraz mniej tajemnic, tak sprzęt sportowy jest traktowany po macoszemu, jako element mało istotny. Z jednej strony trudno się dziwić takiemu podejściu – wszak w służbie nie używano siodeł sportowych, mało też z nich się do dziś zachowało w przeciwieństwie do rzędów wojskowych – zarówno żołnierskich jak i oficerskich.
Z rodzinnych jedynie przekazów znam dość lakoniczny opis siodła, które wyszło z zakładu legendarnego Lassoty. Według ojca, który miał możliwość jeździć na takowym w latach ’90 znacznie różniło się od siodeł dziś używanych. Przede wszystkim pozbawione było jakichkolwiek klinów, czy też klocków i poduszek pomagających utrzymać kolano i łydkę jeźdźca w prawidłowym miejscu, poza tym charakteryzowało się bardzo płaskim siedziskiem, zbliżonym do tego w siodłach wyścigowych.
Ppłk. K. Rómmel na Revcliff'ie w rzędzie sportowym.
Uwagę zwraca strzyżenie konia wg. tak zwanego
"wzoru zwykłego" (za W. Hofman).
Zdj. z kolekcji p. Ewy Pawlus

Z jednej strony rozwój jeździectwa jest nieunikniony, w tym również sprzętu, którego się używa. Dzisiejsze siodła starają się zapewnić jeszcze lepszy komfort dla obu zawodników, którzy razem współpracują, posiadamy masę niesamowitych możliwości badania dopasowania sprzętu, jak chociażby kamery termowizyjne, z drugiej zaś strony można pokusić się o stwierdzenie, że wszystkie klocki i kliny to nic innego jak ułatwienie, bez którego dobry jeździec powinien sobie poradzić.
Ale nie tylko na samym opisie sprzętu chciałbym się skupić, ale częściowo również na… modzie! Nie jest tajemnicą, że dziś jeździectwo jest sportem opanowanym przez modę, śmiem twierdzić, że w sposób zdecydowanie większy niż sporty lekkoatletyczne. Ale, ale, nie ma jeszcze największego dramatu, o czym przekonać się mogła Moja Luba wchodząc w Mikołajkach do sklepu z odzieżą żeglarską – wszelkie kompleksy względem marek jeździeckich na K., P., czy F. wyleczone!
Jak to jednak wyglądało przed wojną? Ze wspomnień wiemy o tym, że zmieniały się fasony daszków w czapkach, że modne w pewnym czasie były jasne, niemal kremowe bryczesy. W jakichś niemieckich wspomnieniach żony przedwojennego oficera padło stwierdzenie, że „Panowie potrafili godzinami rozmawiać o krojach mundurów i krawcach, prześcigając w tym nas, kobiety”. Według mojego rozeznania jeździectwo jednak nie było aż tak podatne na modę, a już na pewno nie tak jak dzisiaj. W tym porównaniu i poszukiwaniu jakiegoś „wzoru przedwojennego rzędu sportowego” pomógł mi bardzo ciekawy maszynopis kapitana artylerii Konstantego Bylczyńskiego o rzędzie sportowym, za którego udostępnienie dziękuję serdecznie w tym miejscu Pawłowi Janickiemu.
Kapitan Bylczyński w swoim artykule opisuje dość dokładnie elementy składowe rzędu sportowego. W założeniach powinien być on według autora jak najskromniejszy, pozbawiony wszelkich rzucających się w oczy ozdób.
Zawody Hippiczne w Londynie 1925 r.
Uwagę zwracają jednakowe podpierśniki i ogłowia.
Sygn. NAC 1-M-1072-1
Ogłowie może być regulowane systemem sprzączek, haczyków , spinek bądź zasuwek, niemniej powinno się unikać według Bylczyńskiego podwójnych klamer, dużych, rzucających się w oczy sprzączek. Również naczółki powinny być neutralne, najlepiej w tym samym kolorze co nachrapnik, pozbawione ozdób, o szerokości od 1,5-2,5 cm. I tu po raz pierwszy Pan Kapitan „rozjechał się z rzeczywistością” – w przewertowanych przeze mnie zdjęciach ze zbiorów NAC członkowie Kadry, jak i w zasadzie wszyscy polscy zawodnicy używają  ogłowi z naczółkami białymi, bądź też „ząbkowanymi” – biało-czarnymi (czerwonymi?). Oczywiście zdarzają się wyjątki od koloru naczółka, czy też budowy nachrapnika – pewnym „standardem” jest dość szeroki nachrapnik, przywołujący na myśl tak zwane „szwedzkie”, choć zapinane jak standardowy nachrapnik, a nie poprzez zacisk ale widać również cieńsze, zapinane przed wędzidłem „hanowery”, oraz brak nachrapnika w ogóle. Niewykluczone, że Departament Kawalerii tworząc Grupę Olimpijską starał się jak najbardziej ujednolicić wygląd reprezentantów, zapewniając im jednolite rzędy, które Ci w miarę konieczności dopasowywali do specyfiki swoich wierzchowców.
Kolejnym ciekawym spostrzeżeniem co do artykułu Bylczyńskiego, jest jego stwierdzenie, że „często spotyka się podpierśniki nabijane świecącymi klamrami i szerokiemi sprzączkami etc., białe, kolorowe itd. Jest to uważane w świecie sportowym za zły ton. Dobre to jest do konkursów konia wierzchowego tzw. „hunter-show”, jazdy maneżowej, do karuzeli, ale nigdy do sportu.” Jest to o tyle ciekawe, że w latach 20 i na początku 30, nasi reprezentanci startowali właśnie w białych podpierśnikach. Nie znam niestety daty powstania maszynopisu, ale śmiem twierdzić, że to stwierdzenie jest dowodem na zmianę mody w świecie jeździeckim.
Warszawa 1938 r. Gen. Zamorski gratuluje kpt. Nowakowi czwartego miejsca w Konkursie Armii Zagranicznych.
Dobrze widoczny potnik pod siodłem i podkładka z numerem startowym, oraz niemodny już w tym okresie
biały podpierśnik. Sygn. NAC 1-M-1060-29

Obok ubioru jeździeckiego, lakierowanych nachrapników i błyszczących diamencikami naczółków w dzisiejszych czasach niesamowicie ważną rolę w jeździeckiej modzie odgrywają czapraki. Dziś jest ich cała masa – kolorowe, z lamówkami, w kratkę, w romby i w co dusza zapragnie. Przed wojną sprawa miała się zupełnie inaczej. Czapraki nie pełniły bowiem funkcji ozdobnej, chociażby z tego powodu, że co do zasady używano ich w formie wyciętej, dopasowanej kształtem do siodła. Znam osoby, które na tą myśl dostają drgawek z obrzydzenia, a jednak – wycięte czapraki były wtedy w powszechnym użyciu, co ma potwierdzenie zarówno w maszynopisie Bylczyńskiego jak i zdjęciach i filmach z epoki. Co ciekawe, kapitan w swoim artykule nie określa ich mianem czapraków, a „filcowego potnika” – określenie „czaprak” jest dedykowane elementowi wyposażenia rzędu wyścigowego, do którego dopinane były specjalne ciężarki.  Widoczne na zdjęciach chociażby z Zawodów Międzynarodowych w Warszawie z lat ‘37-’39 białe czapraki z numerami są w zasadzie rodzajem podkładki pod potnik. Jednakowe, z cienkiego materiału i naszytym numerem startowym były najpewniej dostarczane przez organizatora zawodów. O tym, że to nie jest czaprak najłatwiej się przekonać oglądając zdjęcia z dekoracji, gdzie dokładnie widać, że czaprak ma formę wyciętą i jest prawie niewidoczny spod siodła, przy czym pełni również rolę grubej podkładki, natomiast bezpośrednio na grzbiecie konia leży cienka materiałowa, biała podkładka z numerem startowym. Naturalnie, nie była to jedyna opcja umieszczania numerów startowych. Równie często spotykało się małe numery, które mocowano na lewym, bądź obu ramionach zawodnika, tak aby z każdej ze stron można było odczytać numer, jak również stosowano kamizelki z numerami z przodu i z tyłu. Dzisiaj ten drugi sposób jest używany jeszcze we wszechstronnym konkursie konia wierzchowego oraz rajdach długodystansowych.   
Reprezentanci Polski na zawodach w Warszawie 1938r.
Na pierwszym planie widoczny por. B. Skulicz na Dunkanie,
widać wystający spod siodła potnik, podkłądkę z numerem.
Dodatkowo widoczne jednakowe, ząbkowane naczółki polskiej ekipy.
Sygn. NAC 1-M-1060-18

Co ciekawe, tego typu czapraki vel potniki używane były w Polsce jeszcze przez wiele, wiele lat, jak z resztą i dziś posiadają swoich zwolenników. Niemniej, zwłaszcza młodszym czytelnikom należy uświadomić, że za tak zwanych „czasów słusznie minionych” (do 1989 r.) w całej Polsce było zaledwie kilka sklepów jeździeckich, w tym słynny sklep „Amigo” w Sopocie, a głównymi producentami sprzętu jeździeckiego była wytwórnia Jedności Łowieckiej oraz nieśmiertelne polskie zagłębie sprzętu jeździeckiego czyli zakłady w Pleszewie. Reprezentacja posiadała wtedy olbrzymie problemy w nabyciu sprzętu na światowym poziomie, o czym wspominają medaliści z ME WKKW '82 w Horsens:



Analiza materiału fotograficznego pozwala wysnuć tezę, że do przełomu lat 20 i 30 członkowie kadry używali białych podpierśników, oraz ogłowi z białymi naczółkami – te drugie pozostały w zasadzie niezmienionym fasonie do końca lat 30. W drugiej połowie międzywojnia białe podpierśniki zastąpiono brązowymi. Ciężko natomiast ustalić, czy reprezentanci posiadali jednakowe potniki. O ile na zdjęciach z lat 20 – jak choćby fotografii przedstawiających reprezentację na zawodach w Londynie z 1925 wszystkie konie osiodłanie są niemal jednakowo, natomiast już na zdjęciach z Rygi z drugiej połowy lat ‘30 można dostrzec różne kolory i kroje potników.  Ciężko natomiast powiedzieć coś więcej o siodłach używanych przez jeźdźców. W tej kwestii śmiem podejrzewać, że była to
jednak mniej lub bardziej sprawa indywidualnego doboru, pod określony grzbiet i tyłek.
Reprezentacja Polski w Rydze (1937r.) Na pierwszym planie
mjr. A. Królikiewicz. Sygn. NAC 1-M-1040-1
Z dodatkowych elementów wyposażenia jeździeckiego warto wspomnieć o ochraniaczach. W latach ’30 jak i jeszcze długo później nie znano oczywiście ochraniaczy plastikowych i zasadniczo jedynymi używanymi były skórzane ochraniacze, przeważnie zapinane na sprzączki, wyściełane w środku filcem. Dziś, skórzane ochraniacze również są dostępne i spotykane – w wielu kolorach, w wariacjach z dopinanym futrem owczym od środka (choć podstawą jest wyściełanie neoprenem), zapinane na sprzączki, kołki etc. W moim skromnym odczuciu takie ochraniacze są dalej najbardziej eleganckim i ponadczasowym rodzajem, choć trzeba ich konserwacji poświęcić znacznie więcej uwagi. Używano również „kaloszy” przy czym tu również wybór był mocno okrojony – zasadniczo używano jedynie gumowych kaloszy, nierozpinanych, a wciąganych na nogę przez kopyto.
Por. A. Wojciechowski na Ali Beju II na czworoboku. Widoczny pas główny. W tle zauważalna linia środkowa czworoboku.
Sygn. NAC 1-S-399-12


Por. Stanisław Włoszowski na Bimbusie,
uwagę zwracają kaloszki na przednich kopytach
Sygn. NAC 1-M-1061-17
Z ciekawych spostrzeżeń nie dotyczących już konia a jeźdźca warto poruszyć temat pasów. Według dzisiejszego regulaminu FKO w trakcie zawodów dopuszczalny jest wyjazd bez pasa głównego. Przed wojną w zawodach skokowych faktycznie większości zawodnicy startowali bez pasów, co i z własnego doświadczenia uznaję za dość logiczne – szerokie pasy mogą powodować dyskomfort  w trakcie niejednokrotnie szybkich ruchów tułowia i napinaniu mięsni brzucha, poza tym istnieje ryzyko zahaczenia np. wodzy o klamrę pasa lub haczyk bądź knopik. Inaczej sytuacja się miała w konkursach ujeżdżenia – w tym momencie pewnie co bardziej obeznani czytelnicy pomyślą, że przytoczę zdjęcie rtm. Roycewicza z IO w Berlinie, ale nie – znalazłem drugie bardzo ciekawe zdjęcie – por. Alberta Wojciechowskiego na koniu Ali Bej II w trakcie konkursu ujeżdżenia rozgrywanego w ramach VIII Jeździeckich Mistrzostw Polski  w Bydgoszczy z 1938 roku (podpis NAC). Oficer na zdjęciu jedzie w pasie głównym jednak bez koalicyjki. W takim samym zestawieniu uwieczniony został na zdjęciu z XII Międzynarodowych Zawodów Hippicznych na hipodromie w Łazienkach por. Stanisław Wołoszowski na Bimbusie. Zdjęcie zostało wykonane najprawdopodobniej podczas rundy honorowej co sugeruje przypięta do naczółka rozeta. Z resztą na wielu zdjęciach z prezentacji ekip widać, że najprawdopodobniej kanonem było, że w konkursach skokowych startowano bez pasa, niemniej już w trakcie prezentacji ekip, bądź dekoracji zwycięzców wyjeżdżano z pasem głównym.