Kalina

Kalina

wtorek, 29 sierpnia 2017

Przeprawy cz. III - pakowanie i układanie rzędów

Wojsko jest instytucją uporządkowaną. Nie ma tam miejsca na bałagan. Wszelkie regulaminy , czy to służby wewnętrznej, czy instrukcje walki jasno określają co i jak się robi. Komuś może przyjść na myśl prześmiewcza scena z serialu dokumentalnego TVP „Kawaleria Powietrzna” gdy jeden z kaprali krzyczy „Szczoteczka ma być zwrócona włosiem w kierunku okna”. Cóż, wojsko lubi porządek.

Nie inaczej jest przy pokonywaniu przeszkód wodnych. W artykułach na ten temat umyślnie pominąłem kwestie organizacji przeprawy, oznaczania miejsc zbiórek, podziału jednostki na grupy etc., jednakże jedna kwestia jest warta przytoczenia i co ważniejsze… obfotografowania! Instrukcja pionierska zawiera bowiem opis prawidłowego składowania oporządzenia jeźdźca i konia w przypadku gdy mundur, materiał bojowy i rząd miał zostać przewieziony przez rzekę łodzią, a żołnierz wraz z koniem miał ją pokonać wpław.

Przygotowanie umundurowania. Na ziemi rozciąga się wodze munsztukowe wraz z kiełznem, a na nie układa prostopadle kurtkę. No własnie, wodze wraz z kiełznem. Jako, że instrukcja jest z 1935 roku, nie przewiduje używania pelhamów. Kiełzno musiało pozostać przy koniu, celem powodowania nim w trakcie dojazdu do przeprawy i w trakcie wprowadzania go do wody, ergo - pelham musiał pozostać w pysku. W przypadku użycia kiełzna munsztukowego pozostawało więc samo wędzidło, a przy pelhamie, same wodze wędzidłowe, co miało efekt taki sam - nie było możliwości pociągnięcia za wodze pelhamowe (munsztukowe) w trakcie przeprawy i zaburzenia równowagi konia w wodzie, co w efekcie mogłoby doprowadzić do jego utopienia.


Kolejne warstwy stanowią spodnie, bielizna i czapka, a wszystko razem obwija się połami munduru i rękawami.

Na utworzony tobołek kładzie się buty – stopami równolegle do siebie i wzdłuż osi munduru (onuce i ostrogi w butach).

Siodło obraca się spodem do góry, wkładając między nie a koc popręg.

Na koc kładzie się karabinek – zamkiem do góry, kolbą w kierunku przedniego łęku. Tutaj instrukcja milczy, co do ułożenia karabinka - nie podaje, czy ma wystawać lufa, czy kolba - zastosowałem więc wyjście pośrednie - tak aby a żadnej ze stron nie wystawało "za dużo". 


Przygotowany wcześniej tobołek układa się między ławkami na karabinku i za pomocą puślisk ściąga się tybinki i koc zamykając niejako całość pakunku. Przy tym ostatnim instrukcja ma kłopot z gatunku "aby język giętki powiedział wszystko co pomyśli głowa". Według instrukcji zawiązanie puślisk przebiega następująco: "za pomocą puślisk zakłada się tybinki wraz z kocem do linji środkowej siodła; jedno strzemię mocno się naciąga i podsuwa pod puślisko tego strzemienia." Ja wiązanie wykonałem następująco:
1. Puśliska maksymalnie wydłużyłem, a jedno ze strzemion podciągnąłem od razu do góry, tak jak to się zwyczajowo robi po jeździe.
2. Przełożyłem drugie puślisko (z niepodwiniętym strzemieniem) nad pakunkiem w celu złożenia tybinek.
3. Wolne puślisko (bez wiszącego strzemienia) zawiązałem na strzemieniu.
Taki pakunek jest całkiem wygodny do przeniesienia i nie ma dużych tendencji do rozwalania się, ważne jest tylko by mocno związać puśliska. 

Co ciekawe przepisy te milczą na temat chlebaka i maski przeciwgazowej. Jedynie przy opisie składania "klunkrów" na siodło mówi, że "związane ubranie, oporządzenie i uzbrojenie układa się na ławkach na karabinku (...).". Chlebak bez problemu zmieściłby się wśród bielizny, mógłby być również ułożony luzem na karabinku. Bardziej problematyczna jest zagadka maski przeciwgazowej. Czyżby żołnierze mieli przeprawiać się wpław z maską z racji istniejącego od czasów I Wojny Światowej lęku przed atakami gazowymi? Jest to pytanie, na które na dzień dzisiejszy nie znam odpowiedzi. Można jedynie dywagować, czy znalazłoby się jeszcze miejsce dla maski. Moim zdaniem tak. Z resztą, zapraszam do testów - miłego pakowania!  

sobota, 19 sierpnia 2017

Strzelcy konni, albo strzelanie z konia

Polscy jeźdźcy popisujący się w strzelaniu z łuku -
dziś jest to dyscyplina sportowa.
Połączenie prędkości konia z możliwością miotania pocisków do oddalonych przeciwników było znane odkąd w zasadzie człowiek dosiadł konia i pojechał nim na wojnę. Początkowo wykorzystywano różnego rodzaju proce i oszczepy, później, na wiele setek lat bronią dystansową używaną zarówno z ziemi jak i konia był łuk. Obecnie łuk i umiejętność posługiwania się nim w pełnym galopie doczekał się wielu zróżnicowanych konkurencji, a być może w nieodległej przyszłości zasili grono jeździeckich dyscyplin olimpijskich. 

Kolejnym etapem były wszelkiego rodzaju pistolety, krócice, bandolety i karabinki czarnoprochowe. Zaledwie jednostrzałowe i niezbyt celne, które trudno było przeładowywać w trakcie jazdy zmieniły taktykę użycia kawalerii uzbrojonej w broń dystansową. Od teraz nie liczyła się precyzja strzałów, a siła ognia. Zaczęły powstawać oddziały dragonii – lekkiej jazdy uzbrojonej w broń palną, której zadaniem było (w dużym uproszczeniu) podjechanie pod pozycję przeciwnika i otwarcie do niego ognia, po czym wycofanie się, przeładowanie broni i ponowienie ataku (karakol).

Połowa wieku XIX przyniosła kolejną rewolucję – broń kapiszonową, a przede wszystkim rewolwery. Możliwość oddania czterech, a nawet sześciu strzałów bez konieczności przeładowywania znów pozwoliła zindywidualizować walkę bronią dystansową z konia.

Postawa do ładowania karabinka konno -
niestety, zamek monolit nie daje się otworzyć
Oczywiście nie można zapominać, że rozwój szybkostrzelności broni szedł również w innym kierunku – jej automatyzacji. Ciężko wyobrazić sobie na przełomie wieków XIX i XX kawalerię nacierającą na oddziały wroga niczym dragonia. Niemniej, karabinki kawaleria posiadała i musiała z nich jakoś korzystać.

Oficerowie odrodzonego Wojska Polskiego, po doświadczeniach dwóch bardzo różnych od siebie wojen – pozycyjnego, a pod koniec również zmotoryzowanego i pancernego frontu zachodniego I Wojny Światowej i bardzo manewrowej wojny polsko-bolszewickiej mieli trudny orzech do zgryzienia, jaką rolę przypisać kawalerii na nowoczesnym polu walki. Pomijając kwestie jaką broń białą pozostawić broniom jezdnym i czy w ogóle nie przerzucić kawalerii w całości na napęd motorowy, pojawiały się różne koncepcje dotyczące uzbrajania kawalerii w broń palną.

Odpięcie troczka jedną ręką bywa czasem kłopotliwe
Rozpatrywano możliwość zastąpienia broni białej przez pistolety – nomen omen ciekawe zagadnienie – wyposażyć całą kawalerię w broń krótką – dziesiątki tysięcy sztuk broni! Łatwo się domyślić, że pomysły takie szybko spalały się na przysłowiowej panewce. Tak więc pozostał karabinek. Nie ulegało żadnym wątpliwościom, że kawalerzysta po spieszeniu powinien posługiwać się nim równie biegle jak piechur, jednakże wszystkich nurtowało czy i jak użyć ich z konia.


W 1934r. na łamach „Przeglądu Kawaleryjskiego” ukazał się artykuł mjr. dypl. Albina Habina dotyczący wyszkolenia kawalerzystów w strzelaniu konno.  Major postulował, że konni powinni być szkoleni w strzelaniu z karabinków w obronie własnej na dystansach bliskich – 25 do 100m z karabinka i 10m z pistoletu. Pan major opisał również przykładową sytuację pokazującą, w jaki sposób jeździec mógłby się bronić przy pomocy karabinka, którą pozwolę sobie przytoczyć w całości:

Za kawalerzystą pędzi 3 jeźdźców nieprzyjacielskich. Jeden z nich wysforował się wprzód i jest już od niego o 50 m. Nasz kawalerzystą w galopie osadza nagle konia, staje skośnie do kierunku pościgu i złożywszy się z karabinka (który już przedtem trzymał w pogotowiu), celuje l - 2 sekund i daje strzał. Cel olbrzymi, odległość mała, trafienie pewne, a wyjątkowo, gdy chybi, zdąży oddać drugi strzał, ten już chyba niezawodny, gdyż na odległość około 20 m. Gdy n-pl spadnie z konia lub koń pod nim padnie, nasz kawalerzysta rusza galopem ku swoim (to już właściwie nie ucieczka) i w razie potrzeby powtarza ten swój manewr ogniowy, o ile n-pl nie zrazi się widokiem zestrzelonego kolegi i nie zrezygnuje z pościgu.
Pozycja do strzelania z karabinka konno oburącz
z wodzami przewieszonymi przez lewą rękę.

W dalszej części major twierdzi że kawalerzysta, który nie wierzy w swoje oko i pewną rękę, będzie w takiej sytuacji uciekał jak zając, natomiast ten pewny siebie, położy celnym strzałem goniącego go wroga. Nie powiem, trzeba by mieć nerwy ze stali! Z resztą, na odpowiedź czytelników nie trzeba było długo czekać – już w kolejnym numerze głos zabrał jedynie podporucznik rezerwy, inżynier Stanisław Szczawiński – weteran wojny polsko-bolszewickiej. Krótko mówiąc skrytykował on dumania majora Habiny, stwierdzając, że są dalece optymistyczne – jeżeli chodzi o celność w strzelaniu z galopującego konia, jak i co do wytrzymałości nerwowej kawalerzystów, którzy raczej nie mieliby w głowie robić „manewry ogniowe” proponowane przez majora.

Ppor. Szczawiński opierając się na własnych doświadczeniach frontowych stwierdził, że w boju, z konia jeździec nie będzie zgrywał muszki ze szczerbinką, a strzelał bardziej na oślep. Sam przyznaję mu w tym nieco racji. Trenując i startując w próbie strzelania z broni krótkiej w trakcie zawodów kawaleryjskich często-gęsto strzelam mniej lub bardziej intuicyjnie. Idealne zgranie przyrządów graniczy z cudem i przeważnie wygrywa się bardziej na tym, że magazynek w pistolecie jest duży i odpowiednio szybko strzelając jest szansa posłania w kierunku tarczy 4-5 kulek. Oczywiście używane dzisiaj pistolety-wiatrówki są jedynie namiastką prawdziwej broni palnej – tor lotu małych metalowych kuleczek może zostać znacznie zmieniony chociażby przez wiejący wiatr.

Tym bardziej, myśląc o strzelaniu z konia trudno mi jest wyobrazić sobie strzelanie w galopie z karabinka na odległość ok. 50m. O ile na dystansach krótszych szansa na trafienie powoli, powoli wzrasta, o tyle w moim odczuciu proporcjonalnie malała by chęć użycia przez kawalerzystę karabinka, na rzecz szabli lub ucieczki.

Wiercący się koń uniemożliwia poprawne złożenie się do strzału
Z resztą wyobraźmy sobie takie osadzenie konia w galopie i oddanie strzału do goniącego nas wroga. Każdy kto na koniu jeździ (a mam nadzieję, że takich czytelników jest dużo) może sobie wyobrazić pościg. Koń wyczuwa emocje towarzyszące jeźdźcowi, będzie czuł również strach, lęk czy niepokój, które i jemu się udzielą. Przeważnie mamy do czynienia z emocjami u konia skrajnie odwrotnymi lecz wywołującymi podobne zachowanie – chodzi oczywiście o radość z dzikiego galopu w grupie koni, o wyścigi i rywalizację. Niech ktoś spróbuje jadąc na czołowym koniu szybko go zatrzymać, zanim pozostałe go dogonią. Zatrzymać i uspokoić na tyle, by móc oddać celny strzał. Zgrzany ze zmęczenia jeździec, ciężko oddychający z trzęsącymi się z emocji rękoma i nerwowy koń chcący galopować dalej, uciekać… Oj, to chyba jednak będzie strzał Panu Bogu w okno!


Kiedy więc byłby sens użycia karabinka konno? Według podporucznika Szczawińskiego użycie karabinków będzie miało miejsce w małych grupach na przykład w trakcie jazdy na szpicy, czy też podjazdu. Tutaj zdecydowanie łatwiej wyobrazić sobie sytuację, gdy kilkuosobowa szpica, czy patrol spotyka na swojej drodze pododdział wroga, samemu nie będąc wykrytym – na przykład będąc na skraju lasu zauważają kolumnę pieszych
idących drogą przez pole. W sytuacji małej liczebności oddziału jakakolwiek szarża byłaby szaleństwem, choć przeszkoda mogłaby być inna – chociażby szeroki rów melioracyjny, świeżo zaorane pole dzielące jeźdźców od wroga. Wtedy do głosu mógłby dojść karabin. Możliwość spokojnego wycelowania i oddania z zaskoczenia dwóch, może trzech strzałów przez grupę kawalerzystów mógłby sporo namieszać w szeregach wroga, dość boleśnie ukąsić, a w sytuacji, gdy wróg jedyne co zobaczy to opadający dym prochowy i znikające końskie zady, równie mocno oddziałałby na morale.

Tak czy owak, obojętnie czy strzelać kawalerzyście przyszło z konia czy też pieszo dobrze, gdy miał w pamięci słowa piosenki autorstwa gen. Długoszowskiego:
„Szanuj swój kbk
jak ojca i matulę/x2
dadzą ci zwycięstwo
jego celne kule,
dadzą ci zwycięstwo
 jego celne kule”



środa, 9 sierpnia 2017

Komu w drogę temu... troczyć! Cz.I - Pakowanie sakw

Rząd wz. 36 wraz z całym przewożonym na nim oporządzeniem
Rząd wojskowy jest od zawsze wyróżnikiem kawalerii. Specjalnie projektowany, starający się możliwie ergonomicznie rozłożyć ciężar przenoszonego osprzętu i kawalerzysty na koniu, musiał być rozmyślnie ułożony, by wierzchowiec mógł służyć podczas długich kampanii.
Dziś wielotygodniowe przemarsze są rzadkością. Przeważnie rajdy, czy organizowane kilka razy do roku manewry kawaleryjskie trwają do tygodnia czasu i ciężko tak naprawdę uznać je za bojowy test koni, ludzi i sprzętu. Osobnym zagadnieniem jest ilu prawdziwych „ortodoksów” przyjeżdża na tego typu imprezy – mam tu na myśli osoby, które na czas manewrów zabierają ze sobą tyle ile faktycznie są w stanie pomieścić ich sakwy, chlebaki i kieszenie. Patrząc na pierwszy rzut oka jak częstym wciąż widokiem jest szary koc na przednim pakunku śmiem twierdzić, że niewielu. Tym bardziej ciekawiło mnie od dłuższego czasu jak to było z tym troczeniem, czy sakwy były wypychane pod samo wieko, czy coś dało radę jeszcze tam wcisnąć. W końcu dwa małe rysunki z wojskowej instrukcji nie odzwierciedlają w pełni jak przebiegało pakowanie sakw i ile (o ile w ogóle) trzeba się było napocić, aby cały dobytek do nich zmieścić.
Spójrzmy zatem jak to, co większość zna z obrazków wygląda w praktyce:
Zdjęcie pierwsze – rzut całości sprzętu – siodło z czaprakiem i derką na koźle, owsiak, szabla, płaszcz, sakwa lewa i pod nią jej pakunek, sakwa  prawa i pakunek.
Zaczniemy od spakowania sakw. Na początek sakwa prawa, w której było przewożone oporządzenie kawalerzysty, w skład którego wchodziło:
Ekwipunek przewożony w prawej sakwie
I. Zapas bielizny – koszula (1), kalesony (2), onuce bądź skarpety (3), szalik (4), chustka do nosa (5)
II. Racja żywnościowa „R” – suchary w woreczku 200g (6), sól w woreczku 30g (7), kawa konserwowa w woreczku 100g (8), konserwa wojskowa 300g (9)
III. Przybory toaletowe – ręcznik (10), mydło (11), maszynka do golenia i żyletki bądź brzytwa oraz pędzel (12), szczoteczka i proszek do mycia zębów (13)

Na sam spód powędrowała koszula wraz z kalesonami, złożone ciasno, w małe wałeczki i ułożone obok siebie. W szparę między nie wcisnąłem chustkę do nosa oraz szalik. I tutaj na chwilę chciałbym się zatrzymać, bowiem ten szalik wprowadził trochę zamieszania. Początkowo zbyt bezpośrednio wziąłem do siebie nazwę szalik i pakowałem do sakwy wełniany, zimowy szalik wojskowy. Co lepsze, bez problemu mieściło się wszystko w sakwie. Jednakże studiując w międzyczasie skład sakw oficerskich, gdy zobaczyłem, że oficer woził dwa szaliki w sakwie dostałem iluminacji – szalik to halsztuk! Pomimo, że z pakowaniem sprzętu nie miałem problemu, to zamiana szalika na halsztuk sprawiła, że wszystko mieściło się jeszcze lepiej. Na tak ułożoną warstwę, na płasko położyłem złożone w pół skarpety.

Coś słodkiego dla strudzonego marszem kawalerzysty
Następnie przyszedł czas na rację żywnościową „R”. Tutaj nie było dużo filozofii w układaniu, był natomiast w eksponatach. Początkowo użyłem do testów standardowej 300 gramowej puszki z mielonką, jednakże trapiło człowieka to, że na rysunku, jak i zdjęciach z epoki mają one inny kształt. Niemniej, współczesne konserwy mieszczą się do sakw i mogą wejść na wyposażenie rekonstruktorów (tutaj jak i cała Grupa serdecznie polecamy konserwy Armpolu – kaszanka – pychota!). Jednakże chcąc jak najbardziej zbliżyć się do oryginału trzeba było znaleźć coś innego. I tutaj z pomocą przyszedł kolega Paweł Janicki, polecając puszki z fasolą, kukurydzą i innymi produktami od „Śpiewającej Zielonej Kulki” – i to był strzał, jeśli nie w 10 to na pewno w 9,5. Obok puszki swoje miejsce znalazł woreczek z sucharami o wymiarach 10x10cm, a gdzieś pomiędzy nimi woreczki z solą i kawą konserwową.
Ostatnią warstwę stanowiły przybory toaletowe owinięte w ręcznik. Tutaj trzeba było jedynie dobrze ułożyć rzeczy w ręczniku, czyli tak by maszynka do golenia czy szczoteczka nie wypadały w poprzek sakwy, gdyż  zamknięcie jej wtedy byłoby znacznie utrudnione.
Na koniec pozostało troszkę luzu. Rotmistrz Ksyk z 9 Pułku Ułanów Małopolskich wspominał, że żołnierze wozili w sakwie dodatkowo furażerki i faktycznie, złożony w pół pieróg by się zmieścił. A pod niego można  włożyć jakąś słodką przekąskę!   
W sakwie lewej warstwy układały się następująco:
Wypełnienie sakwy lewej
I. Pasta do butów (1), przybory naprawkowe (2), olejarka i przybory do czyszczenia broni (3)
II. Menażka z chlebem (4), Szczotki do czyszczenia butów i munduru (5)
III. Szczotka i zgrzebło końskie (6), karmiak (7)

Zdecydowanie trudniejsza do spakowania sakwa, czego powodem jest mała „ściśliwość” i  elastyczność pakowanych przedmiotów. O ile bieliznę można złożyć na parę sposobów, tak pudełko z pastą do butów, czy menażka raczej nie współpracuje w kwestii zmiany kształtu.
Pierwszą warstwę stanowi pasta do butów, przybory do czyszczenia broni w woreczku i zestaw naprawkowy czyli tak zwana guzikówka. Od razu widać, że pomiędzy poszczególnymi rzeczami jest sporo luźnego miejsca – jest to znamienne w tej sakwie.
Optymalne wg. mnie ułożenie drugiej warstwy w lewej sakwie
Kolejna do środka wpada menażka z chlebem oraz szczotki do czyszczenia butów i munduru. Tutaj mój pakunek odbiega trochę od regulaminowego. Po pierwsze nie posiadam zgodnego z warunkami technicznymi woreczka na szczotki, składającego się z dwóch komór – jedną na szczotki do obuwia i drugiej – na szczotkę mundurową. Zamiast tego szczotki do butów przewożone są w woreczku, w celu uchronienia wnętrza sakwy i reszty przewożonych rzeczy od ubrudzenia pastą, a szczotka mundurowa wciśnięta w wolne miejsce, między woreczkiem a menażką.
Przy próbie pakowania regulaminowo pojawiał się problem przy ostatniej warstwie. Oczywiście czynników może być kilka – najbardziej dla mnie prawdopodobny, po wyeliminowaniu dzięki Łukaszowi Karmowskiemu niewymiarowych sakw jest obroczniak ze zbyt grubego materiału – niemniej, przy położeniu na menażkę szczotek, a na nie złożonego obroczniaka sakwa nie chciała się dopiąć, bez ryzyka uszkodzenia jej, a poza tym była mocno zdefasonowana z racji wolnego miejsca między menażką, a przednią ścianą sakwy. Aby upchnąć wszystko i poprawić ogólny wygląd pakunku postanowiłem robić to w następującej kolejności:
1. Spodnia warstwa bez zmian
2. Najpierw do sakwy wkładałem menażkę, z położonym na przedniej ścianie, złożonym obroczniakiem, tak by wypełnił on przestrzeń między menażką a ścianą sakwy
3. Szczotka i zgrzebło  

Tak zapakowana sakwa pomieściła cały regulaminowy sprzęt, a również nie deformowała się od pustych miejsc.
Szczotka wykonana przez masztalerza z SO Gniezno w zestawieniu
z oryginalnym zgrzebłem z kolekcji Pawła Janickiego
Przy okazji na koniec pochwalę się ciekawostką jaką jest używana przeze mnie szczotka. Egzemplarz ten został zakupiony przez mojego ojca na początku lat ’90 ubiegłego wieku w Państwowym Stadzie Ogierów w Gnieźnie. Rodzice jeździli tam na obozy studenckie organizowane przez Toruński SKJ. Szczotka została wykonana ręcznie przez jednego z masztalerzy, z włosów ogierów, które były w stadzie. Pomijając misterną robotę w doborze odpowiednich kolorów, tak, by układały się w owalne wzory, szczotka ma inny, olbrzymi atut – jest łudząco podobna do przedwojennych! W sumie nic w tym dziwnego, w państwowych stadninach i stadach po wojnie pracowało wielu przedwojennych kawalerzystów – jako koniuszowie czy masztalerze, a nawet
dyrektorzy i to dzięki nim i ich wiedzy przekazywanej kolejnym pokoleniom pracowników mogę dziś się cieszyć takim gadżetem.

Oryginalne zgrzebło i szczotki z kolekcji Muzeum Uzbrojenia
Wielkopolskiego Muzeum Narodowego w Poznaniu
fot. M. Rusinowski
Chciałbym jakoś zręcznie spiąć, niczym sakwy ten artykuł i ciężko coś powiedzieć. Na pewno w jukach buława marszałkowska się nie mieści, serca do nich chować nie próbuję, bo jak by się miało i z koniem i dziewczyną pomieścić? Chyba pozostaje wozić wina dzbanki i zbierać doń zegarki – a na pewno wiele wspomnień z rajdów, imprez i zawodów!

środa, 2 sierpnia 2017

Przeprawy cz. II - środki przewozowe

Jako, że lato dalej ciepłe, pozostajemy w tematyce pluszczących fal...
Koń prawdopodobnie poszedł tabunem,
ułan przenosi dobytek kładką 

Przeprawa tabunem.

Jest  to sposób przeprawy stosowany w przypadku, gdy żołnierze i  sprzęt mogli zostać przeprawieni przez rzekę za pomocą kładki lub innych środków przeprawowych. Przeprawę tabunami odbywano plutonami. Najpierw po przeciwległej stronie rzeki rozstawiano ułanów, którzy mieli za zadanie łapać wychodzące z wody konie. Wszystkie konie rozsiodływano i wprowadzano do wody okiełznane za czołowym koniem, na którym nago jechał kawalerzysta prowadzący tabun.

Przeprawa konie wpław przy środkach przewozowych.

Przeprawianie koni wzdłuż łodzi.
Strzałką oznaczony kierunek prądu
Jeżeli umożliwiała to ilość sprzętu przewozowego, można było wpław przeprowadzić same konie – jeźdźcy i rzędy płynęły łodzią, wzdłuż której, od górnej strony rzeki (tak by prąd nie spychał łodzi na konie) do wody wprowadzano konie w ilości od 2 do 4 – z przodu lepiej i chętniej wpływające, z tyłu zaś gorzej. Rzędy układano na dnie łodzi, jeźdźcy zaś siadali na burcie i trzymali konie jedną ręką za wodze, drugą zaś za grzywę. Wyjątkowo w razie braku czasu można było przeprawiać konie po obu stronach łodzi. W momencie gdy konie zaczynały kolejno łapać grunt pod nogami, trzymający je jeźdźcy wsiadali na nie z pokładu łódek i dojeżdżali do brzegu na oklep.  
Żołnierze wiosłujący musieli uważać by nie uderzyć koni wiosłami. W przypadku gdy koń był niespokojny i wyrywał się w trakcie płynięcia trzymający go jeździec musiał szybko przyciągnąć go do burty, przerzucić wodze przez szyję i puścić konia, by ten samodzielnie dostał się do brzegu. Przeprawę wzdłuż łodzi można było połączyć z przeprawą tabunem. W tym celu całość ludzi i sprzętu przewożono środkami pływającymi, wzdłuż których przeprawiano wpław dobrze pływającego konia, a pozostałe wpędzano do wody w ślad za nim. Taki sposób miał zaoszczędzić na czasie poprzez zwiększenie szybkości przeprawy.

Przeprowadzanie koni wzdłuż kładki.

Jeżeli istniała możliwość korzystania z kładek dla pieszych, to przy ich pomocy przeprawiało się przez rzekę sprzęt i ludzi, konie natomiast, rozsiodłane prowadzono wzdłuż kładki. Jeździec energicznie wchodził na mostek, wprowadzając równocześnie konia do wody. W trakcie przeprowadzania koni przez rzekę w ten sposób jeden z jeźdźców na kładce miał bat, którym odpędzał konie próbujące wejść na kładkę.

Filmik przedstawiający manewry WP - od 20 sekundy widać pionierów rozkładających łodzie brezentowe, na których w dalszej części została zbudowana kładka. Widać również przenoszących po niej rzędy kawalerzystów, a potem przeprawianie wzdłuż kładki wpław koni. Za pomoc w odnalezieniu filmu dziękuję Michałowi Rusinowskiemu.

Przeprawa promem, przełom lat 20 i 30

Przewożenie.

Na tym kończą się rodzaje pokonywania rzeki wpław. Kolejnym sposobem było przewożenie całości sprzętu i koni na środkach pływających. W miejscu wyznaczonym do przewozu nurt powinien być równy, a koryto rzeki na tyle głębokie, by można było dobić do samego brzegu.  
Przewożenie mogło odbywać się przy użyciu środków zarówno etatowych jak i improwizowanych. Pojedynczymi środkami można było przewozić ludzi, oporządzenie oraz ckm-y. Do przewozu koni i sprzętu kołowego (armaty, taczanki), łączyło się kilka łodzi przy pomocy przęseł mostowych, otrzymując w ten sposób człon przewozowy lub prom. Dodatkowo potrzebne było przygotowanie infrastruktury załadunkowej i wyładunkowej – pomostów lub przystani.

Przed przewożeniem kawalerii należało przygotować pomosty oraz promy wyścielając je słomą, trawą lub ziemią. Przy załadunku i w trakcie przewozu trzeba było zachować ciszę i spokój, aby nie stresować koni – dotyczyło to również zakazu strzelania przewożonym żołnierzom. Jeżeli jakiś koń był niespokojny zawiązywało mu się oczy i stawiano go pośrodku innych przewożonych koni, a na poręczach wieszano siano, trawę lub gałęzie z liśćmi, które miały uspokoić i zaabsorbować zestresowane zwierzę.
Instrukcje wyszczególniały dwa rodzaje środków przewozowych – etatowe i nieetatowe (improwizowane).
Łódź T.35
Pierwszym rodzajem środków przewozowych wykorzystywanym przez drużyny pionierów w pułkach kawalerii oraz szwadronach pionierów brygad kawalerii były łodzie brezentowe przewożone na samochodach i taczankach pionierskich, a doraźnie na koniach jucznych -  małe (T.35), średnie (T.60)  lub pontony.
Łodzie brezentowe małe służyły do przewozu patroli, gońców, dokonywania rozpoznawania rzek i tym podobnych zadań. Oprócz tego mogły służyć do budowania tratew i kładek dla pieszych i koni. Ich załogę stanowiły 2 osoby, czas składania wynosił od 5 do 10 minut, a pakowania 10 minut. Przewożone były w ilościach 10 szt. (samochody), 3 szt. (taczanki) lub 2 szt. (koń juczny). Zdolne były do pomieszczenia 3 ludzi z oporządzeniem bądź CKM z jednym członkiem obsługi. Wzdłuż burty można było wpław przeprowadzić dwa konie.  Tratwy i kładki wybudowane na łodziach tego typu miały wyporność – z dwóch łodzi – 500 kg, z trzech – 850 kg, jednakże ze względu na dużą wywrotność tratewek można było na nich przewozić jedynie sprzęty, które dało się stabilnie umocować na środku tratwy.
Łodzie T.60 służyły do przewozu ludzi i sprzętu na pojedynczych łodziach, budowy członów przewozowych oraz  jako podpory mostów o nośności do 3t. Obsługę łodzi stanowił jeden podoficer i 5 pionierów. Łódź mogła zostać rozłożona i spakowana w przeciągu 10-15 minut. Przewożone były na wozach taborowych (2 szt.) lub ciężarówkach (9 szt.). Do jednej łodzi prócz obsługi mogło wejść 18 osób lub 2 ckm z 12 ludźmi obsługi. W przypadku przeprawy pod ostrzałem ilość ta ulegała zmniejszeniu o połowę. Na łodziach T.60 budowano człony przewozowe o wyporności – 2,5t (na dwóch łodziach) i 4t (na 3 łodziach). Z tych łodzi można było budować mosty pontonowe, o szerokości użytecznej jezdni 2-3m i wyporności 3t., przy czym do budowy 30m.b. mostu potrzeba było 10 łodzi, a czas budowy takiego odcinka wynosił w zależności od warunków od 1 do 2 godzin.  
Łódź T.60
Pontony drewniane miały takie same przeznaczenie jak łodzie T.60. Posiadały wagę 200kg i wyporność 1750kg, pozwalającą przetransportować 10 ludzi. Przy ich wykorzystaniu można było zbudować most pontonowy o wyporności do 4t.

W przypadku środków improwizowanych, każdorazowo należało stwierdzić ich ładowność poprzez próbne obciążenie. Maksymalne obciążenie osiągano wtedy, gdy z wody wystawała 1/3 burty. Do obliczania wyporności brano następujące, przybliżone dane:
Transportowany przedmiot
Ciężar w kg
Powierzchnia w m.kw.
Żołnierz z oporządzeniem
100
0,5
Jeździec z koniem
600
3
Koń z siodłem
500
3
Koń juczny
550
3,5
Wóz taborowy bez koni i ładunku
400
6
Wóz tab.  z ładunkiem bez koni
850
6
Taczanka z ładunkiem bez koni
800
6
Działo 75mm
1900
8
Samochód osobowy z kierowcą
1000-2000
8-12
Samochód półciężarowy bez ładunku
1600-1800
10-12
Samochód ciężarowy bez ładunku
2800-4000
10-14
Samochód pancerny
2400-4300
10-14
Czołg TK
2300-
6-