Jako że w kawalerii tradycyjnie
najpierw koń, a potem ułan zacznę więc i ja od tej piękniejszej, mądrzejszej i
zdecydowanie ważniejszej części naszego zespołu, wszak „kto tradycji nie
szanuje…”
Kalina – klacz typu szlachetnego
urodzona w 2007 roku. Córka og. Garson po Kwartet (ex Quatuor Charriere) i kl.
Katrin po Monter. Choć znam ją już od 2010 roku, nasze drogi na dobre zeszły
się w roku 2013. Od tego czasu przeżywamy wspólne wzloty i upadki (te ostatnie
głównie moje). Aktualnie z powodzeniem startuje w konkursach klasy P w
ujeżdżeniu oraz L1 (do 105cm) w skokach (choć ambicje ma na więcej). Nie
chciałbym się na wstępie zbytnio rozpisywać, choć jest to persona niezwykle
ciekawa i nie ukrywajmy, główny bohater tego bloga, to jednak przyzwoitość nakazuje
mi nie odsłaniać na raz wszystkich kart.
Ja natomiast nazywam się Roch
Iwaszkiewicz, rocznik 1994. Aktualnie student II roku prawa na Uniwersytecie
Opolskim, a co ważniejsze czynny zawodnik jeździecki, posiadacz II klasy
sportowej w ujeżdżeniu, uczestnik m.in. Mistrzostw Polski Juniorów w tejże
dyscyplinie. Instruktor rekreacji ruchowej ze specjalnością jazda konna, oraz
Instruktor Wyszkolenia Podstawowego PZJ. Miłośnik historii i kawalerii, członek
Szwadronu Opole w barwach 9 Pułku Ułanów Małopolskich, kapral kawalerii
ochotniczej. Przez 9 lat edukacji jeździeckiej było mi dane obserwować i uczyć
się od wspaniałych fachowców, z których największy wpływ miał, ma i mieć
zapewne jeszcze przez długie lata będzie Jarosław Poręba. Jak chodzi o styl
jazdy zdecydowanie bliżej mi chyba do awstryjca niż prawosławnego.
Winny też jestem wyjaśnić o czym
ów blog będzie. Otóż przez czas bezpośredniej mojej obserwacji sceny
kawaleryjskiej, czy to tej stricte historycznej, czy tak dumnie nazywanej
”nieprzebieranej” kawalerii ochotniczej dostrzegłem wiele braków,
niedociągnięć, czy zwyczajnej ignorancji. Nie mam zamiaru atakować tu z imienia
czy nazwiska kogokolwiek, a jedynie głośnio się zastanawiać, co trzeba by było
moim zdaniem zmienić, w którą stronę pójść. Chcę też na łamach tej witryny
podzielić się swoimi doświadczeniami w pracy z koniem kawaleryjskim, rozebrać
ją na czynniki pierwsze, skonfrontować z regulaminami i postarać wpleść w
codzienny trening sportowy, bo nie ukrywajmy, że dzisiejszy koń kawaleryjski
jest przede wszystkim koniem startującym w militari, czyli koniem sportowym.
Tak naprawdę to właśnie start w konkursach dzielności konia wojskowego
upoważnia go do nazwania koniem kawaleryjskim. Koń, na którym „udało się
przeżyć” rekonstrukcję bitwy, zaciągając mu pelham, czy (o zgrozo) munsztuk i nieomal
łamiąc szczękę nie jest koniem kawaleryjskim. Ułan musi być pewny swojego
wierzchowca, musi wiedzieć, że ten go nie zawiedzie, a koń ten musi prezentować
sobą pewien niewyśrubowany, lecz solidny poziom wyszkolenia. Na koniu ułańskim
trzeba siedzieć pewnie, trzeba czuć, że można się rzucić na nim w każdy bitewny
wir, że będzie można nim manewrować w każdej sytuacji i walczyć z
przeciwnikiem, a nie o utrzymanie się w siodle. Oczywiście, by koń był w pełni
koniem wojskowym musi zasmakować wszystkiego – oceny na czworoboku, skoków na
parkurze i na crossie, pokonać tor do lancy, szabli czy pistoletu, powąchać
prochu i poczuć w nogach długie kilometry marszu. Gdy zabraknie któregoś z tych
elementów, mamy do czynienia z niedokończonym dziełem, chociaż niektóre braki
łatwiej jest nadrobić od innych. Jak chodzi o moje zdanie, niebawem wszystkiego
się dowiecie, zapraszam do zaglądania na tę stronę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz