Kalina

Kalina

czwartek, 27 lipca 2017

Przeprawy cz. I - w bród i wpław

Od zarania dziejów człowiek wykorzystuje naturalne uwarunkowania terenu do obrony – góry, gęste lasy czy bagna utrudniają przedarcie się przez nie sił nieprzyjaciela na bronione terytorium – choć nie raz zbyt duża wiara w tego typu przeszkody była opłakana w skutkach dla obrońców. Inną dogodną linią obrony są przeszkody wodne i to sposobom ich pokonywania przez kawalerię poświęcony jest ten tekst.
We wspomnieniach przedwojennych oficerów ćwiczenia w pokonywaniu przeszkód wodnych przewijają się często, co pozwala stwierdzić, że był to element wyszkolenia do którego przykładano dużą wagę. „Instrukcja Pionierów Kawalerii” dzieli przeprawy, zależne od sytuacji bojowej przeprawiającej się jednostki  na przekraczanie przeprawy z dala od nieprzyjaciela oraz forsowanie jej w obliczu nieprzyjaciela.

Żeby wprowadzić się lepiej w klimat plażowy, proponuję na początek obejrzeć ten krótki film z kanału Pathe1939:


Rodzaje przepraw.

Przeprawy w bród.
Były najprostszym sposobem przeprawy przez rzekę, wymagające użycia najmniejszej ilości środków technicznych, przez co zalecało się ich najczęstsze stosowanie. Wyszukiwanie odpowiedniego miejsca (brodu) ułatwiają mapy, zdjęcia lotnicze, czy też „chłopskie bezardy”, czyli informacje od ludności cywilnej.
Film przedstawia urywki z manewrów kawaleryjskich z różnego okresu II RP. Od 2:02 do 2:37 widać przejście rzeki w bród. Dobrze widoczne wbite w dno lance wyznaczające skrajnię brodu. (film z kanału Pathe1939)


Poszukiwanie brodu odbywały się na dwa sposoby – albo za pomocą żerdzi sprawdzano głębokość rzeki z łodzi, płynąc wzdłuż jej brzegu, a po odnalezieniu płycizny w poprzek lub w przypadku braku środków pływających, wysyłano jeźdźców nago, na oklep w linii harcowników – tu istotny był dobór dobrze pływających jeźdźców i koni, oraz wyznaczenie ratowników.
Odpowiedni bród miał następujące parametry – prędkość nurtu w granicach do 1 m/s, twarde dno oraz odpowiednią głębokość – dla kawalerii do 125 cm, piechoty i wozów taborowych do 100 cm, dla środków motorowych w zależności od pojazdu od 25 cm do 120 cm, dla artylerii do 60 cm, przy czym w przypadku przeprawiania artylerii przez głębszy bród można było wyprzęgnąć działa i przeciągnąć je za pomocą lin.
Ważne było również odpowiednie wytyczenie granic brodu. Stosowano do tego przede wszystkim żerdzie wbite w dno (ewentualnie lance) z przywiązanymi wiechciami ze słomy bądź wikliny lub połączonymi liną. Im bardziej kręty był bród, bądź jego granice były nieregularne, tym częściej (gęściej) ustawiano żerdzie).
W przypadku małych oddziałów, takich jak patrole i niewzmocnione podjazdy bród rozpoznawał osobiście dowódca oddziału poprzedzany przez przewodnika lub dwóch żołnierzy, dobrze pływających i na dobrze pływających koniach po czym wracał na przeciwny brzeg i przeprowadzał cały oddział.
W zależności od szerokości brodu przekraczało się po w kolumnie po jednemu, dwójkami bądź trójkami w grupach do wielkości plutonu. Odstępy między grupami powinny wynosić około 20-30m, jednak odległość ta mogła zostać zwiększona w przypadku bystrzejszego nurtu rzeki. A contrario, jeżeli nurt nie był bystry, a bród szeroki, można było go wziąć „z marszu” w kolumnie marszowej.
W przypadku brodu o słabym, miękkim dnie, które mogło zostać „rozjechane” w trakcie przeprawy, w wyniku czego bród ulegał pogłębieniu, oddziały przeprawiano (w miarę możliwości) w kolejności:
- oddziały piesze;
- tabory;
- artyleria, broń motorowa;
- and last but not least – kawaleria.

Por. Grzegorz Cydzik
Na koniec tematu brodów, dwa opisy ze wspomnień przedwojennych oficerów – jako pierwszy, opis przeprawy 13 Pułku Ułanów Wileńskich w trakcie manewrów Wileńskiej BK autorstwa Grzegorza Cydzika : 
„W pewnym momencie, w czasie forsowania rzeki Wilii, pułk nasz miał przejść konno głęboki bród. (…) Na brodzie woda sięgała prawie do sideł, a prąd wody był silny. Pionierzy ubezpieczali przeprawę. (…) Ponieważ moment sforsowania rzeki, a w dalszej kolejności wyjście naszego pułku na skrzydło i ewentualnie na tyły przeciwnika było decydującym momentem ćwiczeń, na brzegu rzeki zjawił się jak Napoleon nad Berezyną na siwym koniu sam dowódca Brygady (gen. Marian Przewłocki - przyp. aut.) – który dowodził naszą stroną – w otoczeniu kilku oficerów ze swego ścisłego sztabu oraz rozjemców wysokiego szczebla.
Akcja przechodzenia rzeki w bród przebiegała popisowo. Przeszła rzekę szpica, ruszyła dalsza część szwadronu straży przedniej i teraz musiały wejść do wody cztery taczanki z CKM zaprzężone w trójki koni. No i zaczyna się robić tzw. klops. Pierwsza taczanka, a raczej pierwsza trójka koni – młodych pięciolatków kapitalnej rasy oszmiańskiej – za żadne skarby nie chce wejść do wody. Konie te nigdy nie przechodziły w zaprzęgu przez rzekę, stąd ten silny opór przed nieznanym. A wszystko dzieje się na oczach generała i wysokich rangą oficerów rozjemców z obcych brygad i dywizji. Celowniczy i taśmowy zeskakują z taczanki do wody i zanurzeni w niej po pachy próbują taczankę pchnąć do przodu, woźnica bez litości okłada ogłupiałe konie batem, a zaprzęg jak nie chciał, tak nie chce wejść do wody. W międzyczasie szwadron straży przedniej kończy już przechodzenie brodu i na drugiej stronie rzeki może znaleźć się w obliczu nieprzyjaciela bez ciężkiej broni maszynowej. Widząc to wszystko zdeterminowany woźnica odbija się z kozła taczanki, jednym parometrowym susem wskakuje na środkowego konia zaprzęgu i smagając całą trójkę batem zmusił ją do wejścia do
Wytyczanie brodu
wody, a potem do ruszenia na drugą stronę rzeki.
Ujrzawszy ten kaskaderski wyczyn, generał donośnym głosem parokrotnie krzyknął wskazując wyciągniętą ręką w stronę taczanki: Woźnica – starszy ułan! Woźnica – starszy ułan!. Oznaczało to, że woźnica zostaje awansowany z tą chwilą do stopnia starszego ułana.”

Oraz drugi, autorstwa Edwarda Ksyka, ówczesnego porucznika 9 Pułku Ułanów Małopolskich, dowódcy  2-ego szwadronu, z lipca 1929r.:
„W gorący lipcowy dzień 1929 roku stawiły się szwadrony nad Dniestrem na pierwsze ćwiczenia w pływaniu. Rzeka poznaczona była przez szwadron pionierów brygady wiechciami na wysokich tykach. Wskazywały one, którędy prowadzi dość  głęboki bród.
Szwadrony kolejno przybywały nad brzegi wyciągawszy się w pojedynczy rząd, koń za koniem dwa kroki, wchodziły do wody. Przebycie brodu okazało się nie tak łatwe, jak się na pozór zdawało. Prąd Dniestru jest tak silny, że długi czas trzeba było iść w górę rzeki, powoli odsuwając się od brzegu. Gdy szwadrony znalazły się w środku rzeki, rząd momentalnie załamywał się, tworząc półkole, tak silnie woda spychała konie. Szum wody zagłuszał nawoływania, a w pierwszej chwili były ku temu powody. Niektóre konie, mimo przynaglania, zatrzymywały się, bijąc przednią nogą w wodę. Inne kładły się, aby się ochłodzić. Bezradny ułan, znalazłszy się niespodziewanie w wodzie, starał się poderwać konia wodzami, sam nie mogąc utrzymać się na nogach, wywracany przez prąd.”


Przeprawy wpław.



Kawalerzyści podczas przeprawy wpław w pełnym oporządzeniu
Jest to specyficzny rodzaj pokonywania rzeki, który stosować mogły jednostki kawalerii pozbawione środków kołowych (bez taczanek i wozów). W przypadku mieszanych oddziałów jak i wielkich jednostek kawalerii przeprawy wpław oddziałów konnych łączyło się z przeprawą innych rodzajów broni przez przewożenie ich środkami pływającymi.
Dobór odpowiedniego miejsca nie był sprawą prostą, gdyż miało ono spełniać szereg warunków:
- prąd równy, nierwący, szybkość nie większa niż 1m/sek., bez wirów, nurt bliżej brzegu własnego;
- brzegi powinny zapewniać wygodne wejście do wody i wyjście z niej;
- dno niegrząskie i łagodnie opadające od brzegu ku środkowi, aby koń nie tracił od razu gruntu pod nogami;
- koryto rzeki musi być wolne od kamieni, pali podwodnych itp.

Przy doborze miejsca należało pamiętać, że „lądowisko” na przeciwległym brzegu wypadnie niżej niż miejsce „wodowania”, gdyż nurt zawsze zniesie płynących w dół rzeki.
W zależności od możliwości wykorzystania dodatkowych środków przewozowych stosowało się różne sposoby przeprawy wpław:
a) bez pomocy środków przewozowych (w pełnym oporządzeniu)
b) z wykorzystaniem środków przewozowych: 
- przeprawę wpław bez oporządzenia,
- przeprawę koni wpław tabunem,
- przeprawę koni wpław obok środków przewozowych
- przeprawę koni wpław obok kładki.

W przypadku wariantu drugiego oporządzenie i ludzi przeprawiało się po kładce bądź innymi środkami przeprawowymi – łodziami, pontonami.
Sposoby płynięcia przy koniu
Przeprawę wpław w pełnym oporządzeniu stosowało się tylko w razie konieczności bojowej, gdy brak było czasu na zorganizowanie środków przeprawowych.
Opis prawidłowego pływania z końmi dostarcza „Regulamin Kawalerii – Wyszkolenie Kawalerzysty. Rozdział A – Nauka jazdy konnej pkt. 110”:
"Jeżeli się ma ruszyć wpław z koniem osiodłanym, należy odjąć munsztuk; wodze zwisające pod szyją okręcić 2-3 razy jedna około drugiej; przez jedną z nich przeciągnąć podgardle, które się zapina jak zwykle; przesunąć po puśliskach strzemiona do góry i o jedną dziurkę popuścić popręgi. Gdy jeździec wjedzie do wody i nada koniowi kierunek, zupełnie zwalnia wodze i ujmuje grzywę w pobliżu kłębu niedalej, jak na szerokość 2 dłoni od niego. Gdy koń straci grunt pod nogami, jeździec zsuwa się do wody od strony prądu i płynie obok konia. Nie powinien przy tym przy pomocy rąk robić wysiłków, aby się unosić jak najwyżej, przeciwnie zagłębia się w wodę po samą brodę, gdyż w ten sposób ułatwi koniowi utrzymanie się na powierzchni  (rys. 42). Przy prądzie z prawej strony jeździec trzyma się prawej strony konia ujmując lewą ręką grzywę, prawą zaś w razie potrzeby kieruje koniem za pomocą klepania go po policzkach z odpowiedniej strony. Przy prądzie z lewej strony jeździec postępuje odwrotnie. Wodzą należy kierować tylko w razie potrzeby i bardzo oględnie, gdyż nieostrożne pociągnięcie wodzy może spowodować zadarcie łba i przewrócenie się konia. Gdy koń osiągnie na przeciwległym brzegu grunt pod nogami, jeździec znów go dosiada. Można również stosować następujący sposób: jeździec zsuwa się w tył, na zad konia, i płynie trzymając się za tylną część siodła (ryc. 43). Przy przebywaniu wpław niewielkich przestrzeni, mniej więcej do 10 m, jeździec pozostaje na siodle."
Edward Ksyk jako porucznik i adiutant 9 PU

I znów pozwolę sobie przytoczyć wspomnienia z lipca 1929 r. kiedy to por. Ksyk, wraz z pozostałymi dowódcami szwadronów, by dać przykład żołnierzom przeprawił się wpław w oporządzeniu żołnierskim – z lancą i karabinkiem, choć pomysł ten, jak sam przyznał – nie bardzo mu się podobał:

„Pułk ustawił się w linii szwadronów (…). Po rozsiodłaniu i zdjęciu munsztuków, konie zostały na wędzidłach. Ułani rozebrali się do naga. Młodsi oficerowie w kąpielówkach, a dowódcy szwadronów w mundurach. (…) Przyszedłszy do szwadronu założyłem karabinek jak na komendę rzez plecy broń! Odzwyczaiłem się od tego. Cisnął mnie i karabinek na plecach i pas idący przez pierś. Zanim dosiadłem konia popuściłem popręgi, tak jak to w ostatniej chwili przeczytałem w regulaminie, aby koń miał swobodę ruchów. (…) Klacz moja Lira, która poprzedniego dnia spokojnie przechodziła przez bród, i teraz chętnie weszła w koryto Dniestru. Im dalej, tym woda sięgała mi wyżej. Nawet nie zorientowałem się, kiedy Lira zaczęła płynąć, tak robiła to równo i spokojnie. Zaniepokoiło mnie jakieś dziwne chwianie się siodła. Unosiło się ono lekko i opadało na koński grzbiet. Nie robiło to wrażenia na klaczy, która pracowała miarowo i sunęła do przeciwległego brzegu. Mocno trzymałem się za grzywę i starałem się zachować spokój, choć karabin krępował ruchy, a przeszkadzała trzymana w ręku lanca. (…) Lira znoszona przez prąd , zaczęła w pewnym momencie walczyć z nim, idąc już po twardym gruncie. Okazało się, że pływanie było dużo łatwiejsze niż sobie to wyobrażałem, patrząc na szwadron poprzedni. Zachwycony byłem Lirą, która wykazała wspaniałe zdolności pływackie. Wydostawszy się na brzeg, z butami pełnymi wody, zszedłem z konia. Klacz otrząsając się, opryskała mi całą twarz. (…) Zdziwienie i niedowierzanie wywołało moje powiedzenie, że nieprzyjemne było to unoszenie się siodła w wodzie. Nie mogliśmy się jakoś porozumieć. Dopiero po wyjęciu regulaminu okazało się, iż źle odnośy ustęp przeczytałem, robiąc to szybko i w ostatniej chwili. Zamiast popuścić jedną dziurkę popręgu, zrobiłem to zbyt gorliwie, popuszczając ich kilka, tak jak czyniliśmy to na komendę: Popuścić popręgi! Siodło nieumocowane balansowało na wodzie. (…) W następnych dniach pływaliśmy w ten sposób, że z chwilą spłynięcia konia, zsuwaliśmy się do wody od strony prądu i płynęliśmy obok trzymając się grzywy lub za koniem, chwyciwszy go za ogon (…)."  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz