Prezydent Mościcki w towarzystwie płk. Głogowskiego przed frontem oddziału kawalerii (prawd. 1 Pułk Ułanów Krechowieckich) |
Dużo
się mówi o tym, że wojsko było, jest i zawsze powinno być apolityczne.
Oczywiście znamy w historii przypadki, które nie pozostawiają złudzeń, że nie
zawsze tak było: ot chociażby sytuacja w Wojsku Polskim po Przewrocie Majowym.
Ja sam nie łączę swojego munduru z polityką, ostrożnie i z namysłem dobieram
uroczystości, na które go zakładam. Chciałbym więc nie narażając się – mam
nadzieję – na zarzut braku apolityczności podzielić się krótką historią przygody,
która przydarzyła mi się dwa lata temu.
Był
wrzesień 2013 roku, odbywałem wtedy kurs instruktorów rekreacji ruchowej ze
specjalnością jazda konna w Ludowym Klubie Jeździeckim „Lewada” w Zakrzowie. O
samym ośrodku i ludziach, którzy go tworzą mógłbym pisać wiele i na pewno nie
raz jeszcze o nich wspomnę, a każdego, kto chce poznać to miejsce i persony
zapraszam na stronę "Lewady". Pewnego dnia zostałem poproszony przez Trenera
Sałackiego do jego biura, rozmowa była krótka: „Jest akcja – przyjazd Prezydenta!”
Nie wiadomo jeszcze, czy na pewno, nie wiadomo dokładnie kiedy; możliwe, że
będziemy mieli niecały dzień by się ostatecznie przygotować. No dobrze, ale co
ja mam w tym wszystkim robić? Reprezentować Kawalerię! Prezydent Komorowski ma
wizytować będący wtedy na ukończeniu zakrzowski Ośrodek Przygotowań
Olimpijskich. Żeby pokazać, że ten Ośrodek to nie tylko sport, ale również
wszystko, co z koniem związane, potrzebne są symbole. A kto jest lepszym
symbolem kawalerii niż ułan 9 Pułku Ułanów Małopolskich? Nota bene jego wieloletnim dowódcą był krewny Prezydenta –
pułkownik Tadeusz Komorowski, późniejszy generał „Bór”. Oczywiście moja
odpowiedź była prosta: „Robimy!”
Dopiero
po wyjściu z biura euforia opadła i zaczęły się przysłowiowe schody. Cały mój
szwadron stacjonował wtedy na Błoniach w Krakowie, gdzie odbywała się Wielka Rewia
Kawalerii, a ja w Zakrzowie miałem tylko siebie i moją wierną Kalinę z rzędem
sportowym. Chwytam więc telefon i przeglądam kontakty, myślę, kto nie jest
aktualnie na Rewii i mógłby mi na tak ważne wydarzenie użyczyć sprzętu … Jest! Kolega H.! No więc dzwonię. Krótka rozmowa, wszystko będzie, ale
mówię, że może się okazać na 12 godzin wcześniej, że „Osoba nr 1” przyjeżdża i
będę musiał wtedy szybko posłać kogoś po sprzęt – „Rochu, nie ma sprawy!” Na
takie zapewnienie z lekkim sercem i radością w duchu wracam do zdobywania
uprawnień instruktorskich.
Smutna wizja... |
W
końcu nadchodzi sądny dzień, Trener mówi – jutro o dziesiątej. Telefon do Ojca
– jest akcja, zadzwoń do H. i umów się, skąd masz odebrać sprzęt. Jakiś
czas później oddzwania informując mnie, że za którymś razem łaskawca wreszcie
odebrał telefon, ale o niczym nie wie, nie zna się, nie orientuje się i w ogóle
jest zarobiony. Włosy mi stanęły dęba, wszystkie wszy zdechły – co teraz? Jest
godzina osiemnasta, za szesnaście godzin przyjeżdża Prezydent, a ja jestem goły
i wesoły… Znów przeszukiwanie telefonu, znajduję numer serdecznego kolegi z
Pułku 4 Ułanów Zaniemeńskich – Piotra, dzwonię. Prosto z mostu mówię jakie jest
moje położenie, a wiedziałem, że Piotr ma w domu oryginalny, przedwojenny rząd
wz. 36. Owszem ma, ale nie swój, tylko kolegi Bartka będącego aktualnie w
Anglii. Ostatecznie, z duszą na ramieniu decyduje się mi dopomóc, a ja z nie
lżejszą duszą na własnym tą pomoc w postaci wiekowego siodła przyjmuję.
Zwarci i gotowi |
Następnego
dnia rano zbiegam do stajni wraz z kursowym kolegą Arturem, by zanim przyjedzie
mundur, szabla, siodło (oczywiście do stroczenia) i reszta sprzętu ogarnąć już
kobyłkę. Gdy koń jest już wypieszczony od czubków uszu po strzałki kopytowe
zajeżdża Ojciec ze sprzętem. Zabieramy się z powrotem na górę do zakrzowskiego pałacu.
Od Piotra wiem, że przy siodle jest tylko jeden koc i pałatka, a więc sprzęt nie
jest kompletny, całe szczęście mam płaszcz, który teraz, po raz pierwszy w
życiu, przyjdzie mi stroczyć. Oj, jakie to było stresujące! Niebawem ma
przyjechać Prezydent, a ty ślęcz, człowieku, nad tymi dwoma rysunkami, kilkoma
lakonicznymi zdaniami i płaszczem… Ale ostatecznie się udało i efekt końcowy
był nawet zadowalający. Jeszcze tylko ubrać siebie i do stajni…
Na
szczęście w boksie żadnego mrożącego krew w żyłach obrazu nie zastałem, Kalina
stała spokojna jak zawsze, zdziwiła się tylko nieco widząc mundur i rząd, ale przecież
to w końcu zwykła rzecz dla konia kawaleryjskiego. Parę chwil i już jedziemy na
ośrodek. Pogoda nieszczególna, zacina drobny deszcz, całe szczęście ujeżdżalnia
jest zadaszona. Są już wszyscy, Trener Sałacki z żoną, cały komitet powitalny,
na hali już jeżdżą pozostali jeźdźcy – reprezentantka klubu Żaneta Skowrońska
(dwukrotna Mistrzyni i wielokrotna medalistka Mistrzostw Polski w ujeżdżeniu)
na Mystery; Virginia Buława w damskim siodle, ubrana w piękną stylową suknię i
dosiadająca sympatycznego gniadosza Krusa oraz jeden rekreacyjny „narybek” płci
żeńskiej na siwym kucyku, słowem – pełna symbolika: historia, teraźniejszość i
przyszłość.
Czekamy,
napięcie narasta… W międzyczasie próba nagłośnienia. „Wizja Szyldwacha” dodaje
wszystkim otuchy, atmosfera się rozluźnia, Żaneta kręci piruet w galopie
salutując równocześnie, każdy korzysta z okazji pojeżdżenia na dużej hali.
Nagle słychać z dala syreny – jadą! Dźwięk coraz bliżej i bliżej, już są na
parkingu – jeden samochód, drugi, trzeci, karetka, policja, straż pożarna…
Jest! Chyba widzę Prezydenta! Wchodzą do budynku… Krążymy dalej, mija chwila za
chwilą, nagle jakiś ruch – idą! Znów płyną dźwięki muzyki, „amaranty zapięte
pod szyją…” Prezydent ze świtą wchodzi na halę. Podjeżdża do nich dziewczynka
na kucyku, podają jej skrzypce, gra „Pojedziemy na łów”, bo przecież Prezydent
jest zapalonym myśliwym. Uśmiechy, zdjęcia. My jeździmy dalej, starając się nie
przeszkadzać, ale jednak pokazać… „Wyjąć szablę, czy nie wyjąć…?” – zastanawiam
się… W koło BORowiki patrzą podejrzliwie – lepiej nie… Po paru minutach
Prezydent odjeżdża, dźwięk syren jest coraz dalej i dalej… To już koniec.
Podchodzi
do mnie Trener Sałacki, dziękuje za zaangażowanie, mówi, że wszystko wypadło
świetnie. „Nawet mówiłem Prezydentowi o 9 Pułku Ułanów Małopolskich – całe
trzydzieści sekund!”.
A wspomnień ile!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz