Tak jak w przypadku broni palnej, gdzie im
dłuższa lufa, tym trudniej obrócić ją przeciwko sobie, tak i w przypadku broni białej - lancy i szabli - zależność jest identyczna. Choć to o lancy mówi się, że jest
niekwestionowaną „Regina Armorum”, to jednak w walce konnej szabla jest bronią zdecydowanie
trudniejszą w użyciu, a przy tym niebezpieczną dla samego użytkownika. Lanca wybacza, jest
dostojną królową, która czasem tylko utkwi w pozorniku, wyrwie bark lub
zdzieli konia po łbie lub po zadzie. Szabla jest natomiast kapryśną księżniczką, a mimo to
umiłowaną przez Polaków, która "niejednemu pro memoria gdzieś przy uchu napisała" (choć czasem to
był niestety własny koń…).
Ale do sedna…
|
Szable M-1848 n/A i wz. 1822
z kolekcji Pawła Ludwiczaka |
W okresie
międzywojennym w Polsce, zwłaszcza we wczesnych latach dwudziestych używano niezliczonych rodzajów szabel. Były więc
produkcji krajowej – wz. 17, 21, 21/22 oraz 34, były szable armii zaborczych -
pruskie Blü
chery w różnych wersjach, szable austriackie czy rosyjskie, wreszcie francuskie przywiezione wraz z Błękitną Armią lub zakupione w trakcie wojny polsko-bolszewickiej. Długość
całkowita szabel wahała się od około 88,5cm w przypadku pruskiej szabli artyleryjskiej M-1848
n/A (tzw. Mały Blü
cher) do 106cm (francuska szabla lekkiej kawalerii wz. 1822), różna była też waga broni. Co ciekawe - Mały Blü
cher, pomimo niewielkich
gabarytów był dosyć ciężki – masa oscylowała w granicach kilograma (w przypadku
egzemplarza z MWP jest to 1050g przy 886mm długości), dla porównania wspomniana
już francuska szabla wz. 1822, chociaż ponad siedemnaście centymetrów dłuższa,
ważyła zaledwie 60g więcej. Oczywiście dla użytkowości szabli, prócz jej długości i
wagi, kluczowe znaczenie miało rozmieszczenie środka ciężkości: wyważenie szabli kawaleryjskiej i tej przeznaczonej
do fechtunku pieszego się różni. Im dalej oddalony od rękojeści środek ciężkości, tym
większy pęd szabli przy jak najmniejszym użyciu siły własnej, ale też mniejsza możliwość kontroli oręża. I tak - pruskie szable
leżały w dłoni bardzo dobrze, co zawdzięczały masywnemu stalowemu jelcowi oraz krótkiej głowni o znacznej grubości u nasady (ok. 1cm), przez co środek ciężkości znajdował się dość blisko rękojeści; natomiast w szablach francuskich nawet rozbudowana "koszowa" rękojeść (jelec tarczowo-kabłąkowy z dwoma kabłąkami bocznymi) nie równoważyła masy bardzo długiego brzeszczotu. W szablach tego wzoru używanych przez polską kawalerię dodatkowo
odpiłowywano boczne kabłąki w celu dostosowania ich do polskich regulaminów
troczenia rzędów, co jeszcze bardziej przesuwało środek ciężkości w kierunku sztychu. Skuteczność cięcia taką szablą przy jej znacznym zasięgu była bardzo duża, dlatego świetnie nadawały się one do szarżowania zarówno na przeciwnika pieszego, jak i konnego. Nie sprawdzały się natomiast w walce "ostrze na ostrze", gdzie najskuteczniejszą akcją (według znanego szermierza Wojciecha Zabłockiego, od którego zaczerpnąłem tytuł tego artykułu) jest szybka odpowiedź, ponieważ nie dało się zatrzymać puszczonej w ruch ciężkiej szabli by ustawić zasłonę statyczną lub ponowić natarcie - można było jedynie wykonać zasłonę odbijającą lub ponowić natarcie zataczając pełne koło i tracąc cenny czas, który przeciwnik mógł wykorzystać stosując cięcie lub pchnięcie wyprzedzające, tzw. przeciw-tempo. Dlatego też nie cieszyły się one dobrą sławą i szabla wz. 1822 przeszczepiona na grunt amerykański jako 1860 Heavy Cavalry Sabre, będąca w powszechnym użyciu po obu stronach w Wojnie Secesyjnej, dostała zaszczytne miano „Old Wrist Breaker” ("Stara Łamirączka") właśnie z uwagi na trudność w jej zatrzymaniu po wyprowadzeniu niecelnego cięcia. Na tym tle polskie szable są zdecydowanie „wyśrodkowane”
– ich długość oscylowała w okolicach 95cm, waga zaś między 800 a 900g, a środek ciężkości ok. 15-20cm od krzyża jelca. Dzisiaj każdy kawalerzysta sprawia sobie broń przystosowaną do własnej
ręki. Jedni więc będą woleli cięższe szable, inni lżejsze – to samo tyczy się
ich długości. Jednakże pryncypia władania każdą z nich są niezmienne, przejdźmy
więc do nich.
|
Tor zakreślany przez dłoń przy dobrej i za dalekiej odległości. |
W użyciu szabli na torze pozorników, bo tym aspektem będziemy się tutaj zajmować, pierwszym
czynnikiem, który nieraz utrudnia władanie szablą, jest odległość od
pozornika. Aby wykonać prawidłowe cięcie, zamach powinien zostać poprowadzony
jak najbardziej równolegle do osi podłużnej konia, a co za tym idzie łozę
powinno mijać się w odległości około 50cm od stojaka. Pamiętając o tym, że
witka jest odchylona od jeźdźca daje nam to optymalne miejsce trafienia.
Zbyt bliskie podjechanie do stojaka powoduje, że cięcie idzie bardzo blisko konia i
jeźdźca, co grozi uszkodzeniem wystających elementów rzędu lub w najgorszym przypadku skaleczeniem wierzchowca lub samego kawalerzysty, poza tym łoza nie
zostaje trafiona optymalną częścią głowni, tj. odcinkiem pomiędzy połową a trzema czwartymi jej długości licząc od rękojeści.
|
Tym razem za blisko - łoza ścięta wysoko. |
Zbyt duża
odległość od celu powoduje z kolei nadmierne wychylenie się jeźdźca w kierunku cięcia,
przenosząc jego środek ciężkości znad konia. Taka sytuacja jest o tyle
niebezpieczna, że w momencie nagłego zwrotu, chociażby z powodu
spłoszenia się konia, jeździec może stracić równowagę i spaść, co przy trzymanej w
ręku szabli może grozić bardzo poważnymi konsekwencjami. Ramię z szablą powinno po
zamachu zatoczyć pełne koło i wrócić do pozycji wyjściowej za pomocą samego
pędu. W sytuacji, gdy pozornik jest za daleko i jeździec, wychylając się w jego
kierunku wyprowadza zamach nie równolegle do konia, lecz pod kątem, w pierwszej
fazie, (opadania) dłoń z szablą oddala się od jeźdźca i wierzchowca, by w drugiej
fazie (wznoszenia) przybliżyć się doń, natrafiając przy większym kącie na
przeszkodę w postaci części oporządzenia, lub co gorsza końskiego zadu.
|
Za wszelką cenę... |
Drugą kwestią
jest praca ciała kawalerzysty. Miotanie się po siodle nie tylko wygląda
nieestetycznie, ale również zaburza równowagę wierzchowca. Zbyt mocne pochylenie
się do przodu, często połączone z uciekaniem nóg do tyłu powoduje przesunięcie
środka ciężkości przed środek ciężkości konia, przez co traci się poczucie
posiadania konia „przed sobą”. W takiej sytuacji każda nagła i niekontrolowana,
a czasem również i kontrolowana zmiana kierunku jazdy może spowodować rozstanie
się z siodłem.
|
Tak się machnął, że aż zakrył i nie widać kto... |
Jak więc powinno wyglądać prawidłowe cięcie od
góry? Zerknijmy do regulaminu…
"Cięcie musi być wykonane pełnym wymachem całej ręki, z całej siły,
poparte bardzo małym, lecz bardzo energicznym obrotem prostego tułowia,
początkowo w kierunku zamachu, a następnie w kierunku cięcia.
Tułów z szyją i głowa jeźdźca zawsze wyprostowane ("pierś do przodu,
nos do góry"), jeździec pochylony lekko w przód podczas cięcia, tak aby
nie pozostał w tyle za ruchem konia.
Nie wolno "popierać" cięcia pochyleniem tułowia wraz z głową.
Przed cięciem i podczas cięcia wzrok jeźdźca utkwiony w oczy przeciwnika.
Podczas nauki złożenie do cięcia wykonywa się z postawy "Do boju - szable".
Cięcie musi nastąpić bezpośrednio, natychmiast po zamachu.
1. Unieść szablę w górę nie zmieniając przy tym jej chwytu, a jednocześnie
wykonać bardzo mały obrót tułowia w lewo; w najwyższym punkcie zamachu
pióro szabli będzie skierowane w tył i trochę w górę
2. Błyskawicznie ciąć w dół."
I ciach, Ruska w piach...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz