Kalina

Kalina

sobota, 19 sierpnia 2017

Strzelcy konni, albo strzelanie z konia

Polscy jeźdźcy popisujący się w strzelaniu z łuku -
dziś jest to dyscyplina sportowa.
Połączenie prędkości konia z możliwością miotania pocisków do oddalonych przeciwników było znane odkąd w zasadzie człowiek dosiadł konia i pojechał nim na wojnę. Początkowo wykorzystywano różnego rodzaju proce i oszczepy, później, na wiele setek lat bronią dystansową używaną zarówno z ziemi jak i konia był łuk. Obecnie łuk i umiejętność posługiwania się nim w pełnym galopie doczekał się wielu zróżnicowanych konkurencji, a być może w nieodległej przyszłości zasili grono jeździeckich dyscyplin olimpijskich. 

Kolejnym etapem były wszelkiego rodzaju pistolety, krócice, bandolety i karabinki czarnoprochowe. Zaledwie jednostrzałowe i niezbyt celne, które trudno było przeładowywać w trakcie jazdy zmieniły taktykę użycia kawalerii uzbrojonej w broń dystansową. Od teraz nie liczyła się precyzja strzałów, a siła ognia. Zaczęły powstawać oddziały dragonii – lekkiej jazdy uzbrojonej w broń palną, której zadaniem było (w dużym uproszczeniu) podjechanie pod pozycję przeciwnika i otwarcie do niego ognia, po czym wycofanie się, przeładowanie broni i ponowienie ataku (karakol).

Połowa wieku XIX przyniosła kolejną rewolucję – broń kapiszonową, a przede wszystkim rewolwery. Możliwość oddania czterech, a nawet sześciu strzałów bez konieczności przeładowywania znów pozwoliła zindywidualizować walkę bronią dystansową z konia.

Postawa do ładowania karabinka konno -
niestety, zamek monolit nie daje się otworzyć
Oczywiście nie można zapominać, że rozwój szybkostrzelności broni szedł również w innym kierunku – jej automatyzacji. Ciężko wyobrazić sobie na przełomie wieków XIX i XX kawalerię nacierającą na oddziały wroga niczym dragonia. Niemniej, karabinki kawaleria posiadała i musiała z nich jakoś korzystać.

Oficerowie odrodzonego Wojska Polskiego, po doświadczeniach dwóch bardzo różnych od siebie wojen – pozycyjnego, a pod koniec również zmotoryzowanego i pancernego frontu zachodniego I Wojny Światowej i bardzo manewrowej wojny polsko-bolszewickiej mieli trudny orzech do zgryzienia, jaką rolę przypisać kawalerii na nowoczesnym polu walki. Pomijając kwestie jaką broń białą pozostawić broniom jezdnym i czy w ogóle nie przerzucić kawalerii w całości na napęd motorowy, pojawiały się różne koncepcje dotyczące uzbrajania kawalerii w broń palną.

Odpięcie troczka jedną ręką bywa czasem kłopotliwe
Rozpatrywano możliwość zastąpienia broni białej przez pistolety – nomen omen ciekawe zagadnienie – wyposażyć całą kawalerię w broń krótką – dziesiątki tysięcy sztuk broni! Łatwo się domyślić, że pomysły takie szybko spalały się na przysłowiowej panewce. Tak więc pozostał karabinek. Nie ulegało żadnym wątpliwościom, że kawalerzysta po spieszeniu powinien posługiwać się nim równie biegle jak piechur, jednakże wszystkich nurtowało czy i jak użyć ich z konia.


W 1934r. na łamach „Przeglądu Kawaleryjskiego” ukazał się artykuł mjr. dypl. Albina Habina dotyczący wyszkolenia kawalerzystów w strzelaniu konno.  Major postulował, że konni powinni być szkoleni w strzelaniu z karabinków w obronie własnej na dystansach bliskich – 25 do 100m z karabinka i 10m z pistoletu. Pan major opisał również przykładową sytuację pokazującą, w jaki sposób jeździec mógłby się bronić przy pomocy karabinka, którą pozwolę sobie przytoczyć w całości:

Za kawalerzystą pędzi 3 jeźdźców nieprzyjacielskich. Jeden z nich wysforował się wprzód i jest już od niego o 50 m. Nasz kawalerzystą w galopie osadza nagle konia, staje skośnie do kierunku pościgu i złożywszy się z karabinka (który już przedtem trzymał w pogotowiu), celuje l - 2 sekund i daje strzał. Cel olbrzymi, odległość mała, trafienie pewne, a wyjątkowo, gdy chybi, zdąży oddać drugi strzał, ten już chyba niezawodny, gdyż na odległość około 20 m. Gdy n-pl spadnie z konia lub koń pod nim padnie, nasz kawalerzysta rusza galopem ku swoim (to już właściwie nie ucieczka) i w razie potrzeby powtarza ten swój manewr ogniowy, o ile n-pl nie zrazi się widokiem zestrzelonego kolegi i nie zrezygnuje z pościgu.
Pozycja do strzelania z karabinka konno oburącz
z wodzami przewieszonymi przez lewą rękę.

W dalszej części major twierdzi że kawalerzysta, który nie wierzy w swoje oko i pewną rękę, będzie w takiej sytuacji uciekał jak zając, natomiast ten pewny siebie, położy celnym strzałem goniącego go wroga. Nie powiem, trzeba by mieć nerwy ze stali! Z resztą, na odpowiedź czytelników nie trzeba było długo czekać – już w kolejnym numerze głos zabrał jedynie podporucznik rezerwy, inżynier Stanisław Szczawiński – weteran wojny polsko-bolszewickiej. Krótko mówiąc skrytykował on dumania majora Habiny, stwierdzając, że są dalece optymistyczne – jeżeli chodzi o celność w strzelaniu z galopującego konia, jak i co do wytrzymałości nerwowej kawalerzystów, którzy raczej nie mieliby w głowie robić „manewry ogniowe” proponowane przez majora.

Ppor. Szczawiński opierając się na własnych doświadczeniach frontowych stwierdził, że w boju, z konia jeździec nie będzie zgrywał muszki ze szczerbinką, a strzelał bardziej na oślep. Sam przyznaję mu w tym nieco racji. Trenując i startując w próbie strzelania z broni krótkiej w trakcie zawodów kawaleryjskich często-gęsto strzelam mniej lub bardziej intuicyjnie. Idealne zgranie przyrządów graniczy z cudem i przeważnie wygrywa się bardziej na tym, że magazynek w pistolecie jest duży i odpowiednio szybko strzelając jest szansa posłania w kierunku tarczy 4-5 kulek. Oczywiście używane dzisiaj pistolety-wiatrówki są jedynie namiastką prawdziwej broni palnej – tor lotu małych metalowych kuleczek może zostać znacznie zmieniony chociażby przez wiejący wiatr.

Tym bardziej, myśląc o strzelaniu z konia trudno mi jest wyobrazić sobie strzelanie w galopie z karabinka na odległość ok. 50m. O ile na dystansach krótszych szansa na trafienie powoli, powoli wzrasta, o tyle w moim odczuciu proporcjonalnie malała by chęć użycia przez kawalerzystę karabinka, na rzecz szabli lub ucieczki.

Wiercący się koń uniemożliwia poprawne złożenie się do strzału
Z resztą wyobraźmy sobie takie osadzenie konia w galopie i oddanie strzału do goniącego nas wroga. Każdy kto na koniu jeździ (a mam nadzieję, że takich czytelników jest dużo) może sobie wyobrazić pościg. Koń wyczuwa emocje towarzyszące jeźdźcowi, będzie czuł również strach, lęk czy niepokój, które i jemu się udzielą. Przeważnie mamy do czynienia z emocjami u konia skrajnie odwrotnymi lecz wywołującymi podobne zachowanie – chodzi oczywiście o radość z dzikiego galopu w grupie koni, o wyścigi i rywalizację. Niech ktoś spróbuje jadąc na czołowym koniu szybko go zatrzymać, zanim pozostałe go dogonią. Zatrzymać i uspokoić na tyle, by móc oddać celny strzał. Zgrzany ze zmęczenia jeździec, ciężko oddychający z trzęsącymi się z emocji rękoma i nerwowy koń chcący galopować dalej, uciekać… Oj, to chyba jednak będzie strzał Panu Bogu w okno!


Kiedy więc byłby sens użycia karabinka konno? Według podporucznika Szczawińskiego użycie karabinków będzie miało miejsce w małych grupach na przykład w trakcie jazdy na szpicy, czy też podjazdu. Tutaj zdecydowanie łatwiej wyobrazić sobie sytuację, gdy kilkuosobowa szpica, czy patrol spotyka na swojej drodze pododdział wroga, samemu nie będąc wykrytym – na przykład będąc na skraju lasu zauważają kolumnę pieszych
idących drogą przez pole. W sytuacji małej liczebności oddziału jakakolwiek szarża byłaby szaleństwem, choć przeszkoda mogłaby być inna – chociażby szeroki rów melioracyjny, świeżo zaorane pole dzielące jeźdźców od wroga. Wtedy do głosu mógłby dojść karabin. Możliwość spokojnego wycelowania i oddania z zaskoczenia dwóch, może trzech strzałów przez grupę kawalerzystów mógłby sporo namieszać w szeregach wroga, dość boleśnie ukąsić, a w sytuacji, gdy wróg jedyne co zobaczy to opadający dym prochowy i znikające końskie zady, równie mocno oddziałałby na morale.

Tak czy owak, obojętnie czy strzelać kawalerzyście przyszło z konia czy też pieszo dobrze, gdy miał w pamięci słowa piosenki autorstwa gen. Długoszowskiego:
„Szanuj swój kbk
jak ojca i matulę/x2
dadzą ci zwycięstwo
jego celne kule,
dadzą ci zwycięstwo
 jego celne kule”



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz