Kalina

Kalina

czwartek, 29 marca 2018

Opus magnum?



Siodła konstrukcji zagranicznej używane w WP
rys. z Instrukcji Taborowej
                   „Konia z rzędem temu kto…” mówi stare przysłowie. Jak przez wiele lat, tak i dziś koń jest na swój sposób towarem ekskluzywnym. Dla kawalerzysty –  obojętnie czy rekonstruktora czy ochotnika – powinien być dumą i oczkiem w głowie. Ale przecież nie zajmujemy się kawalerią rzymską żeby jeździć na oklep, w związku z czym potrzebny jest drugi element układanki – rząd. Najbardziej popularnym dziś modelem siodła kawaleryjskiego w Polsce jest ostatnie z zaprojektowanych przed wojną – wz. 36. Mówię to trochę z żalem, gdyż wcześniejszy wzór pozwoliłby na prezentowanie sylwetek kawaleryjskich w zasadzie od połowy lat ’20 aż do 1939 r. Ale jest jak jest, wszyscy mają rzędy wz. 36, szable wz. 34, w KO każdy może zostać oficerem więc od początku ma mundur z gabardyny i tak leci… A jak to często przy pewnym braku alternatywy i bezrefleksyjności bywa, zaczynają rodzić się mity…
                Lata ’20 XX wieku były dla odrodzonego Wojska Polskiego okresem niezwykłej pstrokacizny i różnorodności wykorzystywanego wyposażenia. W kawalerii, w pewnym sensie, ta mozaika była nawet jeżeli nie oczekiwana, to wykorzystywana na wszelkie możliwe sposoby, aby tylko wyróżnić pułk na tle innych i umocnić w ten sposób jego esprit de corps. Jednakże, o ile zmienianie fasonów kurtek, daszków czapek  i tym podobne zabiegi są działaniami mało szkodliwymi, tak wielość modeli wykorzystywanego uzbrojenia i oporządzenia przyprawiała niejednokrotnie intendenturę o zawrót głowy. A tych było wiele, pochodzących głównie z armii zaborczych jak i kupowanych z brytyjskiego i amerykańskiego demobilu. Każdy z tych krajów miał odmienną filozofię wykorzystania kawalerii, style jazdy, a co za tym idzie dosiad – nic więc dziwnego, że różniły się także rzędy.
Polskie terlice wz. 25 i 27, oraz siodło żołnierskie wz. 25
                W połowie pierwszego dziesięciolecia niepodległości powstało nowe, krajowe siodło wojskowe wraz z całym przynależnym mu wyposażeniem i instrukcją troczenia. Rząd wz. 25, bo o nim mowa, był w zasadzie brytyjskim siodłem Universal Pattern 1902 na czapraku i z sakwami od rosyjskiego siodła dragońskiego model 1888. Czy był to zestaw dobrze wymyślony, czy raczej można mówić o ponownym odkrywaniu Ameryki? Z jednej strony zupełnie nie dziwi chęć stworzenia własnego modelu wyposażenia dla kawalerii, szczególnie w kraju, w którym dla tego rodzaju jednostek był olbrzymi sentyment,
z drugiej natomiast zastanawiający jest pomysł akurat takiego połączenia. Niestety na ten moment nie znam motywów takich, a nie innych wyborów, jednakże można łatwo stwierdzić, że niektóre z nich ze sobą nie współgrały. Ot, chociażby wojłokowy wałek na przedzie skórzanego czapraka, mający izolować przewożony na przednim łęku owsiak od końskiego potu, utrudniał przewożenie szabli pod tybinką, z drugiej natomiast strony kula na tylnym łęku siodła, której zadaniem jest umożliwienie piętrowego troczenia wyposażenia okazywała się w zasadzie zbyteczna – wyjątek stanowiło troczenie kociołka, gdyż menażka mogła być przewożona w sakwie. Ogólnie, za wyborem troczenia na wzór rosyjski przemawiały dwa argumenty. Pierwszym z nich było rozmieszczenie pakunku, a co za tym idzie ciężaru na przednie i tylne nogi końskie. W naturze, jak podaje w „Hipologii” t. I W. Hofman przód konia jest obciążany o 1/9 masy całkowitej konia bardziej od zadu, czyli stosunek obciążenia nóg przednich i tylnych wynosi 4:3. Całą więc sztuką przy projektowaniu rzędu wojskowego jest zrobienie tego w tak zmyślny sposób, by nie zachwiać znacząco tej proporcji. Z jednej strony zad jako motor napędowy konia nie może być za bardzo obciążony, z drugiej natomiast strony, zbyt duże obciążenie przodu spowoduje problemy przy ruchu do przodu – „przyduszanie konia do ziemi” – to trochę jak robienie pompek z obciążeniem na ramionach. Stąd też przypadł do gustu naszym decydentom rząd carski i pod tym względem był to wybór trafny – wg „Kroniki kawalerji państw obcych” (Przegl. Kaw. 1933/10 poz. 6a) głoszącej o pracach nad modernizacją wyposażenia wożonego przez kawalerię sowiecką na siodłach wz. 1925 (nie naszych, a radzieckich) będących modyfikacją carskich wz. 1888, koń nieosiodłany o wadze 400kg obciąża kończyny przednie i tylne w stosunku procentowym 58 do 42, z samym rzędem, osiodłany wg nowego wzoru 58,7 do 41,3 a
Francuski rząd wz. 1874
fot. Nicolas Drouot
pod jeźdźcem 61 do 39 (przy poprzednim troczeniu – 66 do 34). Jak więc widać wyniki konia pod siodłem były całkiem zbliżone do naturalnych. Drugim argumentem za przyjęciem podobnego wzoru była metoda przewożenia szabli w WP. Według zwolenników tego argumentu skórzany czaprak ma chronić bok konia przed dyskomfortem spowodowanym uciskiem uda na pochwę szabli, a jej na żebra konia. W moim odczuciu jest to zarzut nietrafiony. Nieraz zdarzyło mi się jeździć z szablą pod tybinką z koniem osiodłanym na samej derce i nigdy ani ja, ani Kalina nie mieliśmy z tego powodu żadnych nieprzyjemności. Drugim powodem mojego zwątpienia w takowy zarzut jest fakt, że kawaleria francuska również woziła szable pod kolanem nie posiadając przy tym żadnych skórzanych czapraków. Co ciekawe tyczy się to lat 1938-40. Oczywiście możnaby jeszcze przytoczyć husarię i wożenie koncerzy w ten sam sposób, ale myślę, że nie ma to większego sensu. Faktem bezspornym jest, że chęć rozmieszczenia juków na wzór rosyjski wymusza zastosowanie dodatkowych troków i przelotek. Być może rozwiązaniem byłoby szycie lżejszych czapraków z filcu i grubego płótna brezentowego, a jedynie wzmacnianie np. rantów skórzanymi lamówkami. Niestety taki czaprak na pewno nie dorównywałby w estetyce temu wykonanemu w całości ze skóry.
Michał Woysym-Antoniewicz
                W ten oto sposób, od połowy lat ’20 Wojsko Polskie stało się użytkownikiem sprzętu próbującego, w moim odczuciu niezbyt umiejętnie, połączyć różnie kierunki i pomysły na siodła wojskowe. Nikogo więc chyba nie dziwi, że od nowa rozpoczęła się dyskusja na temat modernizacji i zmian w wyposażeniu. Na łamach „Przeglądu Kawaleryjskiego” głos zabierali ludzie zarówno z doświadczeniem bojowym, sportowym (rtm. Kulesza, mjr. Antoniewicz) jak i młodzi oficerowie pełni zapału i pomysłów. Co ciekawe, polemika nasiliła się w połowie lat ’30, po około dziesięciu latach od wprowadzenia pierwszego polskiego wzoru rzędu, w trakcie, gdy rozpoczynały się prace nad nowym wyposażeniem dla kawalerii. Major Antoniewcz wprost uznał, że każde z używanych w armii siodeł nie spełnia podstawowych warunków jakimi są:
  • ·         wymuszenie na jeźdźcu prawidłowego dosiadu;
  • ·         wygoda dla konia;
  • ·         zapewnienie poręcznego troczenia środków walki i życia;
  • ·         niska waga, trwałość i taniość wykonania;


Trudno się z tym założeniami nie zgodzić, brytyjskie UP 1902, jak i gros siodeł było projektowane z myślą o użytkowaniu konia bardziej w standardach jazdy maneżowej niźli „odkrytej” dopiero przeddzień wybuchu I wojny światowej włoskiej szkoły „naturalnej”. Stąd też w zasadzie wszystkie siodła na których kawalerzyści ruszyli na fronty Wielkiej Wojny posiadały strome tybinki – przywodzące na myśl dzisiejsze siodła ujeżdżeniowe – wymuszające głęboki, ciężki dosiad. Tak więc gdy w Polsce równolegle zaczęto pracować nad siodłem, jak i szkołą jazdy, to na koniec okazało się, że jedno nie pasuje do drugiego. Co do pozostałych trzech argumentów, to myślę, że byłoby tyle zdań ilu wypowiadających się na omawiany temat. Dowodem na tę tezę może być chociażby rozłam na zwolenników ławek ruchomych i stałych.
Terlica siodła sowieckiego ze zbiorów
Oddziału II SG, 1938 r.
                Głównym problemem kawalerii jest i było to, że niezmiennym założeniem pozostawała konieczność  wożenia przez kawalerię przy sobie wszystkiego co niezbędne. Oczywiście problemem jest określenie owej „niezbędności”. Może to doprowadzić do niemal maniakalnej obsesji, że coś może się przydać raz na X przypadków, więc powinno się to wozić – chyba najlepszym przykładem jest tutaj dyskusja o tym, czy należy pozostawić lance. Stąd w artykułach głównie podnosi się argumenty o tym, że trzeba ów ekwipunek ulżyć, natomiast mało już konkretnych pomysłów jak to zrobić. Do podstawowych pomysłów należały:
1.       Usunięcie potnika i wykorzystanie zamiast niego końskiej derki, która dotychczas była przewożona na siodle;
2.       Usunięcie „koca ludzkiego” i pozostawienie samego płaszcza;
3.       Zaprojektowanie nowego ogłowia, które mogłoby wyeliminować potrzebę wożenia kantara stajennego z łańcuchem;
4.       Usunięcie zapasowych podków i podkowiaków z indywidualnego wyposażenia;
5.       Zmniejszenie racji owsa;
6.       Rezygnacja, bądź zmiana składu żołnierskiej racji żywnościowej „R”;
7.       Usunięcie siatek na siano oraz wiader polowych;
Sugestie nr 1, 2, 3, 4, 5 i częściowo 7 zostały spełnione przy okazji projektowania zarówno nowego siodła jak i przy wprowadzaniu instrukcji troczenia z 1936 r. – było to w myśl słów rtm. Kuleszy, który twierdził, że „siodło nie może być Arką Noego, do której zabiera się całe mienie i jeszcze coś niecoś na wszelki wypadek…”(Rtm. S. Kulesza „O rząd naszego polskiego konia i kawalerzysty” [w:] „Przegl. Kaw.” Nr 2 (112) 1935 r.”.)
                Według por. Witosława Kowalewskiego, autora artykułu „Jeszcze trochę o rzędzie końskim” („Przegl. Kaw.” 1936/1 (123) poz. 4) rewizja wożonego ekwipunku, oraz zaprojektowanie nowego siodła wg jego pomysłu powinno dać ulgę końskiemu grzbietowi w postaci około 17,5 kg – z czego ok. 8,76 kg lżejsze miałoby być nowe siodło (porucznik przyjął wagę 28,76 kg dla rzędu wz. 25) oraz około 9 kg oszczędności miałoby wynikać ze zmiany zestawienia wyposażenia. Dzięki temu masa rzędu wraz z pakunkiem miałby zejść z blisko 50 kg do zaledwie 31,5 kg.  Co ciekawe, zaledwie trzy lata wcześniej miały miejsce wspomniane już przeze mnie prace nad rzędami kawalerii ZSRR. W Związku Sowieckim kawaleria (za wyjątkiem pułków kozackich) używała zmodyfikowanych siodeł model 1888. Prowadzone przez nich badania były o tyle dla nas istotne, że polskie rzędy wzorowano na rozwiązaniach – jeszcze wtedy carskiej – Rosji. W toku badań uznano, że część materiałów może być przewożona w taborze szwadronowym – były to między innymi – kantar stajenny, worek z kaszą, dwie podkowy i… zapasowe buty (sic!). Między innymi w ten sposób zminimalizowano wagę rzędu z wyposażeniem (!) z 39 do około 31 kg. Przy tym należy podkreślić, że na wyposażeniu pozostawała troczona z przodu końska maska przeciwgazowa.
Elementy składowe rzędu wz. 25
W drugiej połowie lat ’30 nastąpiły trzy istotne zmiany – wprowadzono dwie instrukcje troczenia – najpierw w 1936 r., później tymczasową w 1938 r. (weszła w życie 1 kwietnia 1939 r.) oraz zaprojektowano nowy rząd kawaleryjski wz. 36. Przy opracowywaniu instrukcji troczenia trzeba było zmierzyć się z wieloma pomysłami i problemami – oprócz tych wcześniej wspomnianych dochodziła przede wszystkim kwestia równomiernego rozłożenia ciężaru na przednie i tylne nogi konia. Niektóre argumenty bywają ciekawe jak np. ten, że płaszcza nie powinno się wozić na tylnym łęku, gdyż nie będzie możliwości założenia go w trackie jazdy konnej. Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie roztraczać płaszcz z przedniego pakunku w trakcie jazdy i zakładać na siebie – ewentualnie w sytuacji bardzo doraźnej, bo przecież nie założy się płaszcza na karabinek, a jeśli nawet jadąc stępem na chwilę się go zdejmie, to cały „szpej” zostanie pod płaszczem – niemniej, gratuluję argumentu.
W Centralnym Archiwum Wojskowym znajduje się m.in. referat w sprawie prac nad nowym rzędem dla szeregowych. Według niego, już w 1933 r. sporządzona została tabela porównawcza wagi siodeł różnych krajów europejskich.  Według  owego dokumentu jedynie rzędy francuskie i niemieckie przewyższały wagowo polskie (kolejno 28,2 kg i 27,8 kg), natomiast siodła brytyjskie, rosyjskie i włoskie były lżejsze od tego rodzimej produkcji (15,4 kg rząd brytyjski i około 20 kg sowiecki i włoski). Co ciekawsze sytuacja była nieco inna gdy brano pod uwagę masę samego siodła i tak, np. polskie siodło wz. 25 było o ponad kilogram lżejsze od włoskiego. Nasuwa to wniosek, że o ile samo siodło konstrukcyjnie nie było złe, tak problemem było obudowanie je zbyt wieloma warstwami – podkładkami, derkami, potnikami, oraz użycie zbyt ciężkich materiałów.
Problem był o tyle istotny, gdyż podstawową zasadą w kawalerii zarówno polskiej jak i wszystkich innych krajów było ustalenie, że maksymalne obciążenie grzbietu końskiego nie powinno przekraczać 120 kg. Tymczasem, masa przewożonego sprzętu i jeźdźca wynosiła łącznie 142 kg, co dawało przeciążenie wierzchowca o 22 kg. Taki stan rzeczy wymagał radykalnej zmiany, do której w pierwszym szeregu zaliczano:
·      Wprowadzenie nowego rzędu kawalerii o znacznie mniejszym ciężarze i uproszczonej konstrukcji, zapewniającego jednak łatwość dopasowania do konia i dogodny oraz prawidłowy dosiad jeźdźca;
·   Zmniejszenie ilości oraz zmianę sposobu przewożenia wyposażenia troczonego do rzędu, bez czego nie można było racjonalnie rozwiązać pierwszego problemu;
·      Zmniejszenie osobistego wyposażenia jeźdźca;
Sugerowanymi rozwiązaniami niektórych z tych problemów, z których część została uwzględniona w finalnej wersji nowego rzędu były: zastosowanie ruchomych ławek, samoczynnie dopasowujących się do konia; rezygnacja z potnika i czapraka, a pozostawienie samej derki pod siodło na wzór innych; zaprojektowanie nowego ogłowia mogącego służyć również jako kantar; zmiana kiełzna z munsztukowego na pelhamowe; uproszczenie budowy przytulic; zrezygnowanie z filcowych podtybinek; eliminacja koca żołnierskiego z wyposażenia; zmniejszenie przewożonej racji owsa; zmiana sposobu troczenia szabli – co spowodowane miało być dwoma czynnikiami – część szabel wzorów państw obcych posiadało wystające elementy pochwy, co powodowało dyskomfort podczas jazdy, po drugie – przy używanym systemie troczenia żołnierze skarżyli się na trudności z włożeniem szabli do pochwy;
Jednocześnie referent uznał, że prace nad rozwiązaniem tych kwestii uzależnione muszą być od decyzji Departamentu Kawalerii, dotyczących głównie ilości przewożonego sprzętu, sugerowanego jego rozmieszczenia etc.
        Pismem do Dowództwa Taborów i Remontu z dnia 6 maja 1935 r. Departament Kawalerii MSW informuje, że prace nad zmniejszeniem wagi przewożonego sprzętu toczą się na dwóch płaszczyznach – zmniejszenia wagi pakunku i wyposażenia, co jest w kwestii Dep. Kaw., oraz zmniejszenia wagi rzędu, co pozostaje w kwestii Kierownika Zaopatrzenia Taboru. Po przekalkulowaniu wagi poszczególnych części składowych, sytuacja klarowała się następująco:
·         Waga jeźdźca bez ubrania – 65-70 kg;
·         Waga wyposażenia jeźdźca - 22 kg;
·         Rząd koński z derką bez potnika – 25,75 kg;
·         Pakunek siodła z szablą – 13,5 kg;
·         Masa całkowita – 131,25 kg, u jeźdźców bez lancy 128,85 kg;
Dalej Dep. Kaw. uznaje, że dalsze próby korygowania wagi poprzez rewizję sprzętu nie dadzą większych efektów, maksymalnie udałoby się w ten sposób osiągnąć około 1 kg wagi, stąd też koniecznym by było opracowanie nowego rzędu, którego masa własna wynosiłaby około 18 kg. Przy takim rezultacie, masa ekwipunku przewożonego przez konie mogłaby nie przekraczać 120 kg, pod warunkiem, że waga samego jeźdźca oscylowałby w granicach 68 kg (sic!).
Jednocześnie departament sugerował pochylenie się nad następującymi sprawami:
·  ogłowia zastąpić takim, które miałoby możliwość funkcjonowania jako kantar;
· zaprojektowanie nowej terlicy z wykorzystaniem lżejszych materiałów do budowy łęków (np. duraluminium);
·   zaprojektowanie puślisk jednorzemieniowych na wzór sowiecki, których długość regulowałoby się sprzączką przy strzemieniu (podobnie jak w dzisiejszych puśliskach ujeżdżeniowych);
·  uproszczenie budowy podpierśnika;
· zmniejszenie wymiarów sakw – tutaj również padła sugestia, by przy ich projektowaniu uwzględnić możliwość zastąpienia chlebaka poprzez odpinanie jednej z sakw przy spieszeniu;
· zmniejszenie kształtu czapraka, jednakże tak, by nie kolidowało to z szybkością troczenia i siodłania, oraz zwężenie go, co miałby dać lepsze czucie konia w łydkach;
Jak wynika z zachowanej korespondencji oraz wymiany poglądów na łamach prasy wojskowej większość z wymienionych postulatów powtarzała się. Niektóre z nich prowadziły nawet do dygresji i uszczypliwości pomiędzy autorami. I tak, por. Witosław Kowalewski sugerując zmianę puślisk z podwójnych na pojedyncze powołuje się na to, że choć solidne i grube puślisko aktualnie stosowane jest bardzo wytrzymałe to przy dłuższej jeździe staje się niewygodne dla jeźdźca. W odpowiedzi na jego artykuł ppor. rez. inż. roln. Stanisław Szczawiński w tekście zatytułowanym „Moje trzy grosze… (do dyskusji o rzędzie końskim)” („Przegl. Kaw.” 1936/4 (126) poz. 4) pisze:
„Obawiam się puśliska pojedynczego. Na wadze nie zyskamy nic albo prawie nic, bo rzemień musiałby być bardzo gruby, oprócz tego, przecież conajmniej ¼ część długości puśliska, służąca do regulowania jego długości, i tak musi być podwójna, do tego dochodzi jeszcze zawinięcie podwójne dość głębokie, na ucho do góry. Puślisko takie musiałoby być wszyte „na amen” na zaczepie ławki, bo chyba zatrzasku do puśliska, używanego przy siodłach sportowych, porucznik Kowalewski nie poleca! Puślisko pojedyncze w skutek tego przecierałoby się bardzo szybko w miejscu zaczepienia, czego się unika w puślisku podwójnem, które zaczepiane jest w różnych miejscach, zależnie od długości nóg jeźdźca. Możliwe, że przez buty od Niedzińskiego lub Hiszpańskiego podwójne puśliska uwierają, lecz niema obawy, aby ułan, noszący buty „fasowane”, skarżył się na jakikolwiek ucisk!”
                Jak pokazała historia, niedługo po tych zaciętych dyskusjach na wyposażenie kawalerii weszło nowe siodło wierzchowe wraz z pełnym oporządzeniem i dedykowaną mu instrukcją troczenia i wyposażenia. Nowy rząd był wg spisu z instrukcji z 1938 r. nieco ponad 4kg lżejszy od poprzedniego modelu, w związku z czym masa całości z pakunkiem wynosiła 36,42 kg w stosunku do 40,82 kg przy wz. 25.
Ten kształt wyposażenia kawaleryjskiego dla wielu dzisiejszych jeźdźców jest tytułowym opus magnum. Faktycznie, patrząc na wykaz z instrukcji ciężko tam coś jeszcze wcisnąć, bądź zabrać… Do sakw już praktycznie nic więcej nie zmieści, o czym można się przekonać czytając mój artykuł o ich pakowaniu. W zasadzie ulżyć koniowi już można jedynie poprzez trzymanie się regulaminowej wagi kawalerzysty. Dla przykładu Kalina ważąca około 550 kg przy siodle wz. 36 w pełnym troczeniu może komfortowo unieść na grzbiecie ciężar około 74 kg! Nie będę pisał, o ile przekraczam tą normę, nawet gdy pominiemy wagę karabinka, amunicji itd… Zresztą polecam każdemu zastanowienie się nad tą kwestią – daleki jestem od ślepego zawierzania takim kalkulatorom, jednakże warto się nad tym pochylić. Nie bez przyczyny przed wojną podnoszono, że całkowita masa przewożonego na końskim grzbiecie ciężaru nie powinna przekraczać 120 kg. Na swoją obronę dodam, że przed wojną zarówno konie jak i ludzie byli niżsi – dzisiaj każdy jeździec dobiera konia pod swoje gabaryty – podejrzewam, że gdybym przy wzroście 185 cm wsiadł na typowego, przedwojennego konia W1 to czułbym się jak na psie.
Siodło ZSRR analizowane przez Oddział II SG
                Jednakże nie jest to koniec tej historii. Pod koniec 1938 w Oddziale II Sztabu Głównego zostaje sporządzony raport dotyczący siodła kawalerii sowieckiej, będącego – a jakże – modyfikacją carskiego siodła wz. 1888. Ciekawe, jaka historia za sprowadzeniem tego siodła do Polski się kryje – tego zapewne nie dowiemy się nigdy. Nie pozostawia on złudzeń, że produkt rosyjski jest zdecydowanie prostszy w konstrukcji od siodła polskiego – dla przykładu, do każdej z ławek terlicy badanego siodła jest przybite zaledwie 6 nitów służących do przytwierdzenia łęków, gdy w polskim siodle wz. 36 jest ich aż 20! Same łęki wykonane z rurek duraluminiowych o średnicy 23mm i grubości ścianki 2,5mm wagowo również wygrywają z polskim żelaznymi łękami. Sakwy były wymiarowo zbliżone do polskich – szer. 15,5 cm, dł. (wys.). 30 cm i głęb. 11 cm do 20x24,5x9,5 sakw wz. 36. Jednakowoż najsmutniejsze w całym raporcie, który opisuje siodło robione niedbale, z przetłuszczonej skóry jest to, że rząd radziecki był lżejszy od polskiego o ponad 6,5 kg. Oczywiście można się bronić zarzutem, że pewnie było mniej wytrzymałe od polskich siodeł. Jednak jak wykazuje historia tego modelu, sprawdzał się on bardzo dobrze, skoro był wykorzystywany w Armii Czerwonej jeszcze wiele lat po zakończeniu II Wojny Światowej.
Porównanie wag części składowych rzędu polskiego
i sowieckiego
Historia polskich konstrukcji siodeł wojskowych nie kończy się jednak na międzywojniu. Pod koniec 2012 roku Szwadron Kawalerii Wojska Polskiego otrzymał nowe siodła wzorowane na rzędzie oficerskim wz. 36. Całą historię opracowywania nowego sprzętu dla Szwadronu opisał bardzo dokładnie na swoim blogu główny pomysłodawca i koordynator projektu rtm. Robert Woronowicz. Osobiście w wielu kwestiach mam odmienne od Pana Rotmistrza podejście, ot chociażby zarzut, że siodła przedwojenne nie są odpowiednie dla pododdziału reprezentacyjnego, którego główną działalnością jest towarzyszenie Prezydentowi RP oraz okazjonalne wykonywanie pokazów musztry paradnej i władania bronią białą. Myślę, że rozdźwięk między nami zaczyna się już u podstaw tego, jak powinna wyglądać konna jednostka reprezentacyjna. Dla mnie osobiście najlepszym wzorcem jest Brytyjska Royal Horse Artillery, będąca raz – bardzo aktywną i widoczną w społeczności Albionu, dwa – używającą do dnia dzisiejszego sprawdzonych rzędów, pamiętających początek XX wieku (choć produkowanych współcześnie). Być może zabrzmi to ortodoksyjnie, jednakże przed wojną żołnierze służby zasadniczej, a także zdecydowana większość podoficerów zawodowych (a już na pewno liniowych) użytkowało wspomniane już siodła krajowej produkcji. Naturalnie, ich głównym zadaniem nie były uroczystości oficjalne i funkcje reprezentacyjne, niemniej takowe również należały do ich obowiązków. I musieli sobie jakoś radzić. Kilkugodzinna jazda stępem w każdym siodle stanie się prędzej czy później niekomfortowa z powodów czysto prozaicznych, takich jak zaburzenie krążenia krwi. Nawet najwygodniejszy fotel, jeżeli spędzamy na nim w jednej pozycji dłuższy czas wywoła dyskomfort. To też był jeden z powodów, dla których kawaleria często prowadziła konie w ręku w trakcie przemarszów – oprócz odciążenia koni i zachowania ciągłego ruchu dawało to żołnierzom możliwość „rozprostowania nóg”, pobudzenia zastałych partii ciała. Jak chodzi o wysiłek fizyczny czy pracę wykonywaną przez jeźdźca, to najbardziej absorbującym i zmuszającym doń chodem końskim jest kłus, będący równocześnie najbardziej odpowiednim do przemieszczania się biorąc pod uwagę stosunek zużywanych sił końskich do tempa marszu. Niestety, koń w pojedynczym „nawrocie” jest w stanie przejść kłusem 1,5 do 2 km (ok. 10 minut jazdy), po tym dystansie zacznie się bowiem „ścigać” (następować zadnimi kopytami na piętki przednich). Co zaś do zarzutu o tym, że siodła wz. 36 nie są odpowiednie do pokazów władania bronią białą ciężko mi się odnieść. Osobiście do treningów czy pokazów używałem różnych rodzajów siodeł – ujeżdżeniowego Prestige’a Top Dressage KK, siodeł skokowych, carskiego siodła wz. 1888 oraz polskiego wz. 36 – zarówno na samej derce jak i w pełnym troczeniu. Ze względów konstrukcyjnych najgorzej ćwiczyło mi się w siodle ujeżdżeniowym, co było spowodowane stromą tybinką i  dużymi poduszkami kolanowymi, które niemal zupełnie uniemożliwiały wykonanie mocniejszego, wymaganego przy władaniu szablą i lancą półsiadu. Co zaś się tyczyło pozostałych modeli nie odczuwałem nigdy znaczącej różnicy poza stroczonym siodłem wz. 36, co jednak wynikało nie z jego budowy a systemu troczenia – derka, czaprak, tybinka – to wszystko znacząco oddzielało łydki i uniemożliwiało ich prawidłowy „przyleg” do końskich boków, a przez to używanie prawidłowych pomocy oraz powodowało uczucie siedzenia „nad koniem” a nie „w koniu” – z resztą, takie argumenty były podnoszone już w dwudziestoleciu międzywojennym.
Fragment Warunków Technicznych carskiego siodła wz. 1888
Wracając jednak do wątku głównego, w grudniu 2012 roku SKWP otrzymało siodła wz.36/2012 będące – w dużym skrócie – siodłami oficerskimi wz. 36 wyprodukowanymi przy użyciu wszystkich dostępnych aktualnie materiałów i technologii rymarskich. Taki „miś na miarę naszych możliwości” chciałoby się rzec. Chyba największym paradoksem jest to, że oryginalne siodło oficerskie zostało pozbawione metalowych elementów, występujących w rzędzie oficerskim wz. 25, co miało na celu zunifikowanie wyglądu i utrudnienie w rozpoznaniu oficera, a przy siodle oficerskim 36/2012 zostały one przywrócone – oczywiście ze względów czysto reprezentacyjnych. Jednakże, nawet przy wykorzystaniu lekkich i wytrzymałych materiałów do budowy terlicy, oraz najlepszej gatunkowo skóry całość była i tak zaledwie 4,5kg lżejsza od siodeł wz. 36 czyli… o 2kg cięższa od przedwojennego siodła rosyjskiego…  
Wypatrując ideału... pozostaniemy przy
sprawdzonym sprzęcie
Czy nasi decydenci wykorzystali do końca możliwości? Biorąc pod uwagę, że niektóre z podnoszonych pomysłów, choć trafnych nie zostały zrealizowane (np. użycie lżejszych materiałów do budowy łęków) należałoby chyba dać opinię przeczącą. Biorąc pod uwagę ile jeszcze tajemnic skrywają polskie archiwa i jakich rewelacji można się tam jeszcze doszukać, zdecydowanie nie można wykluczyć, że w latach '40 zostałby wprowadzony nowy model rzędu wojskowego, nad którym prace mogły być prowadzone jeszcze przed wybuchem wojny. W sytuacji coraz szybciej następującej motoryzacji armii zarówno państw ościennych i coraz większej świadomości polskich wojskowych co do kierunku w jakim pójdzie wykorzystanie wojsk zmotoryzowanych wydaje się wizją zupełnie postrzeloną. Jest to przykre, lecz niestety chyba należy uznać, że rząd wz. 36, jeden z symboli naszej kawalerii, która jako rodzaj broni dała w czasie wojny pokaz wielkiego męstwa i poświęcenia jest w gruncie rzeczy czymś nieudanym. Czymś, pomimo czego (a nie dzięki czemu) nasi szwoleżerowie, ułani i strzelcy konni przez pond miesiąc prowadzili nierówną walkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz